Republice Chińskiej bardzo zależy, aby jak najmniej informacji o zajściach wydostało się poza kraj, a więc, jak relacjonują świadkowie, wzmożono kontrole prywatnych urządzeń mobilnych w celu ograniczenia udostępniania nagrań i zdjęć. Według wschodnioazjatyckiego korespondenta Williama Yanga, policjanci sprawdzają też obecność aplikacji takich jak Instagram, Twitter czy Telegram, które w Państwie Środka są nielegalne, a według władz służą do organizowania protestów. Kontrole są przeprowadzane wyrywkowo na ulicach i przy wejściach do centrów handlowych. Dane osób, które zostaną przyłapane na ich używaniu są spisywane i muszą się one liczyć z surowymi konsekwencjami w późniejszym czasie.
Sources in #Shanghai are now telling me that police are now stopping people and checking their phones to see if there are any apps like Telegram, Instagram, and Twitter that have been used a lot to share updates of the protests with the outside world. #China
— William Yang (@WilliamYang120) November 28, 2022
Aplikacje społecznościowe w Chinach
Chiński świat internetu jest zupełnie inny, niż zachodni. Władze bardzo skrupulatnie kontrolują to, co się w nim znajduje. Nie byłoby to możliwe bez ograniczenia dostępu do zewnętrznych aplikacji i serwisów. Google, Facebook, YouTube, Instagram, Twitter, Telegram – te i wszystkie inne produkty, które są dla nas codziennością, dla Chińczyków są po prostu niedostępne. W zamian, obywatele Państwa Środka mogą korzystać z lokalnych odpowiedników (WeChat, Weibo, Youku), które znajdują się pod nadzorem władz.
Ominięcie odgórnej blokady jest jednak stosunkowo proste, bo wystarczy połączyć się z siecią przez VPN, o czym zapewne przekonał się każdy, kto kiedykolwiek odwiedził Chiny. Z tej metody korzystają przede wszystkim turyści i osoby zza granicy, ale też część obywateli. Jest to jednak łamanie prawa, za które grozi grzywna, a służby, jak też pokazują ostatnie doniesienia, starają się aktywnie zwalczać takie praktyki.
Źródło: Twitter @WilliamYang120, Reuters, CNN/ fot. tyt. Unsplash / Brady Bellini