{reklama-artykul}
W trakcie międzynarodowej konferencji na temat cyberbezpieczeństwa Flatley nazwał bowiem Apple mianem „jerks”, co w tłumaczeniu (a raczej jego najlżejszym wariancie) oznacza „świry” albo „głupki”. Czym koncern z Cupertino zasłużył sobie na takie traktowanie? To oczywiście pokłosie słynnego ataku z San Bernardino, gdy Apple nie chciało udostępnić FBI zawartości iPhone’a, którym posługiwał się zamachowiec. Ale nie tylko.
Apple zmieniło bowiem zasady, jakimi mogły posługiwać się służby bezpieczeństwa przy próbie rozpracowania haseł do tych urządzeń – do tej pory możliwe było wklepanie aż 45 haseł w przeciągu jednej sekundy – teraz Apple ograniczyło tę możliwość do jednego hasła co 18 sekund. To oczywiście znacznie utrudnia takie działanie – Flatley wspomniał, że po tych zmianach czas potrzebny do rozpracowania iPhone’a zwiększył się ze średnio dwóch dni do dwóch miesięcy.
Przy okazji Flatley nie omieszkał pochwalić izrealskiej firmy Cellebrite, której – za odpowiednią opłatą – udało się złamać iPhone’a zamachowca z San Bernardino. Szczerze – jak dla mnie jest to symptomatyczne, że FBI jest bezradne wobec tego, że Apple po prostu dba o bezpieczeństwo swoich użytkowników i stara się, by ich dane nie trafiały w niepowołane ręce. Osobiście trzymam kciuki za sukces Apple w tym temacie – branża musi pokazać, że mimo dużego zagrożenia ze strony terrorystów służby nie mogą mieć dostępu do wszystkiego, czego zapragną.
źródło: phonearena