Ministerstwo Obrony tłumaczy, że wirus miałby działać podobnie jak tradycyjna szczepionka. Złośliwe oprogramowanie malware będzie w stanie neutralizować inne tego typu zagrożenia napływające od hakerów wynajętych przez np. rządy innych państw. Japońskie władze chcą poprawić swoje zdolności obronne i być przygotowanym na stawienie czoła przeciwnikom w tzw. cyberwojnie.
Władze zdają sobie sprawę, że Japonia stoi nieco w tyle jeśli chodzi o kwestię gotowości na cyberataki. Liczba osób zajmujących się tam cyberprzestrzenią wynosi na ten moment 150 – w Stanach Zjednoczonych jest to 6200 jednostek, a w Chinach… 130 tysięcy. Ministerstwo Obrony chce teraz postawić na rozwój tego segmentu.
W Japonii trwają obecnie gorące dyskusje na temat tego, w jakich sytuacjach złośliwe oprogramowanie typu malware mogłoby zostać wykorzystane. Część polityków boi się, że tego typu wirus może z łatwością wymknąć się spod kontroli i wywołać niepożądane efekty.
Sam wirus z kolei opracowywany jest przez kilka prywatnych przedsiębiorstw i podobno nie zostanie użyty jako ciągła ochrona kraju ani jako atak wyprzedzający. Cyberatak przeprowadzony ma być wyłącznie przeciw krajowi, który siłą i środkami stoi na równi z Japonią.
Źródło: SA