Ma podobno chodzić między innymi o ataki na takie firmy jak Bithumb, KuCoin i YouBit, a ataki przeprowadzano w latach 2017-2020.
Stany Zjednoczone już od jakiegoś czasu oskarżają Koreę o sterowanie atakami hakerskimi na zachodnie firmy i instytucje. Według amerykańskich służb, reżim ma pod sobą wyszkoloną grupę 20-30 cyberprzestępców, którzy działają tylko na jego zlecenie, a pogrążony w kryzysie kraj widzi podobno w kryptowalutach szansę na przetrwanie.
„Agenci Korei Północnej używają klawiatury zamiast broni, kradną cyfrowe portfele kryptowalut zamiast worków z gotówką, są wiodącymi rabusiami banków na świecie” – powiedział były Asystent Prokuratora Generalnego Stanów Zjednoczonych John Demers.
Kradzież to nie wszystko
Jak zwracają uwagę eksperci, samo wyprowadzenie kryptowalut z giełd nie jest największym wyzwaniem dla hakerów. Póki co, wirtualne aktywa nie są bowiem oficjalnym środkiem płatniczym, którego powszechnie używa się w handlu, a więc Korea Południowa nie może od razu ich spożytkować. Bardzo możliwe, że są one na razie przetrzymywane, także w nadziei na wzrost wartości. Pojawiają się głosy, że ostatecznie środki mają być wykorzystane na budowę strefy turystycznej Wonsan-Kalma i szpitala w Pjongjangu.
W tym roku doszło do co najmniej kilku głośnych kradzieży na rynku kryptowalut. Ostatnia miała miejsce na początku grudnia i dotknęła klientów giełdy Bitmart. Szacuje się, że ukradziono równowartość 200 milionów dolarów. Zdecydowanie najbardziej spektakularny jest jednak przypadek południowoafrykańskiej giełdy Africrypt z czerwca. W tym wypadku spektakularnego skoku na 69 tysięcy bitcoinów (wartość w tym momencie to około 3,3 miliarda dolarów) dokonali najprawdopodobniej sami właściciele, a więc udział koreańskiego reżimu jest mało prawdopodobny.
Źródło: Crypto Daily, Investing.com / fot. tyt. Unsplash / Hack Capital