Politycy i sztaby wyborcze zbierają w Polsce podpisy pod listami poparcia dla kandydatów na prezydenta. Obywatele chcący wyrazić swoje wsparcie na specjalnych arkuszach wpisywać muszą swoje imię, nazwisko, numer PESEL, adres zamieszkania, a wszystko zwieńczyć także podpisem. Niestety, przez nierozwagę polityków i wspierających ich osób może dochodzić (i dochodzi) do przypadków rażącego pogwałcenia prywatności, na co zwraca uwagę serwis Niebezpiecznik.pl.
Lans polityków ważniejszy od prywatności Polaków
Zespoły ludzi zbierające podpisy na listach poparcia ochoczo dzielą się w mediach społecznościowych zdjęciami ze swoich działań. Sporadycznie zdarza się, że osoby przedstawione na fotografiach trzymają w swych rękach listy poparcia. Jeszcze rzadszym, ale występującym w praktyce zjawiskiem są zdjęcia z… danymi podpisujących się na nich osób! Dwa opublikowane przez Niebezpiecznik.pl przykłady dotyczą list poparcia dla urzędującego obecnie prezydenta, Andrzeja Dudy. Zielonym kolorem ocenzurowano na nich dane, które upublicznione zostały wcześniej na Twitterze.
Źródło: Niebezpiecznik.pl
Źródło: Niebezpiecznik.pl
Obecny sposób gromadzenia podpisów na listach poparcia jest z punktu widzenia ochrony danych osobowych działaniem karygodnym. Osoba podpisująca się na liście ma pełny wgląd w dane osobowe osób, które przekazywały swoje dane przed nią. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby osoba postronna z ukrycia wykonała fotografię takiej listy i dane osób wykorzystała do sprzecznych z prawem działań – ot, choćby… wpisała te dane na liście poparcia dla innego kandydata.
Co na to wszystko RODO i polski ustawodawca?
Źródło: Niebezpiecznik.pl, @zKaszebe Twitter