Serwis Yahoo wydał właśnie oświadczenie, w którym przyznał się do tego, że w 2014 roku nieznana grupa cyberprzestępców włamała się na serwery i wykradła poufne dane około 500 miliona osób. Firma przekonuje, że poinformowała o tym publicznie dopiero teraz ze względu na dobro śledztwa, które notabene wciąż nie zostało zakończone.
Jak twierdzi Yahoo, wszystkie tropy prowadzą do wniosku, iż atak był inspirowany przez agencję rządową. O jakim państwie mówimy? Tego już przedstawiciele firmy nie sprecyzowali. Co ciekawe, jak twierdzi ekspert BBC Dave Lee pierwszy na trop włamania wpadł nie dział bezpieczeństwa amerykańskiego portalu, ale pewien dziennikarz, który zgłosił wyciek wrażliwych danych.
Wedle informacji, które otrzymaliśmy, hakerzy wykradli adresy mailowe, numery telefonów, nazwiska, daty urodzin, zaszyfrowane hasła oraz pytania pomocnicze do ich odzyskiwania. Yahoo zapewnia, że dane kart kredytowych, kont bankowych oraz hasła kont użytkowników są trzyma w innym bezpiecznym miejscu, do którego przestępcy nie mieli dostępu.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, iż Yahoo zostało w tym roku przejęte przez firmę Verizon. Suma transakcji opiewała na kwotę 4,83 miliarda dolarów. W przypadku tak wielkich fuzji, finalizacja umowy jest poprzedzona wielomiesięcznymi negocjacjami, podczas których obie strony informują się o najważniejszych kwestiach działalności. Jak możemy przeczytać w wydanym właśnie oświadczeniu Verizonu, przedstawiciele Yahoo nigdy nie poinformowali ich o tak poważnym włamaniu. Czyżby obawiali się fiaska negocjacji? Pozostają nam jedynie domysły.
Źródło/Zdjęcie: Cnet