System mikropłatności w produkcji Call of Duty Black Ops 4 od początku budził wątpliwości i pierwotny plan zakładał brak tzw. lootboksów. A tu proszę, Activision nie tylko je wprowadziło, ale zrobiło to także w sposób strasznie chciwy i nieprzyzwoity. Już wyjaśniam o co chodzi.
Reserve Crates, bo tak owe skrzynki się nazywają, w sklepie kosztują 200 punktów COD. Chcąc nabyć je za realną gotówkę należy przygotować się na wydatek 1,99 euro (żeby nie było tak ponuro, lootboksa otrzymujemy również po przegraniu dwóch godzin w trybie wieloosobowym lub Blackout) – w każdej z nich znajdują się gwarantowane trzy przedmioty. Tutaj zaczynają się schody.
Najbardziej popularnym tzw. dropem są różne kosmetyczne przedmioty pokroju ubrań i skórek. Czasami jednak uda się trafić na broń w wersji MKII, które… zwiększają doświadczenie zdobywane z zabijanych wrogów o 25%. Na szczęście nie jest to bonus do np. zwiększonych obrażeń, lecz i tak mówimy tutaj o dość zauważalnej możliwości uzyskania przewagi płacących osób.
To nie koniec atrakcji. Okazuje się, że z paczek możemy wylosować nieskończoną ilość razy ten sam przedmiot lub rzecz, którą posiadamy aktualnie w ekwipunku – Activision nie raczyło nawet poinformować graczy o procentowych szansach na konkretne tzw. itemy. Do gry za ponad dwieście złotych (do której, aby w pełni skorzystać z oferowanych funkcji, trzeba zakupić przepustkę sezonową kosztującą tyle samo) otrzymujemy płatne mikrotransakcje, które są nastawione tylko na zysk wydawcy. Taki stan rzeczy jest co najmniej niepokojący.
Co więcej, Dawid Vonderhaar – projektant gry – po wprowadzeniu tejże aktualizacji stwierdził, że jako deweloperzy nie mają prawa głosu w sprawach biznesowych i na początku faktycznie było mówione, że mikrotransakcje będą jedynie kosmetyczne, a lootboksy nigdy nie trafią do produkcji. Ta wypowiedź ewidentnie pokazuje, że twórcy naprawdę dobrych tytułów (Call of Duty Black Ops 4 pomimo okrutnej polityki Activision oceniany jest naprawdę wysoko) są krzywdzeni przez wydawcę.
Źródło: GRY-Online