Mamy do czynienia z rozpoczęciem interesującej kampanii wymierzonej w wydawców. Popularny twórca internetowy postanowił wezwać graczy do wyrażenia swojego niezadowolenia jeśli chodzi o obecny stan branży. Ma ona być niszczona od środka i działać na szkodę przeciętnych konsumentów oraz niezależnych deweloperów. Trudno jednak stwierdzić czy tego typu przedsięwzięcie cokolwiek zmieni. Na pewno zwróci uwagę pokaźniejszej liczby osób i zwiększy świadomość społeczną odnośnie do palącego problemu.
Gracze chcą gruntownych zmian na gamingowym rynku
Mikrotransakcje, gry-usługi, wydawanie niedokończonych i pełnych błędów produkcji – to tylko kilka z wielu grzechów współczesnego rynku gamingowego. Przyglądanie się temu jest dosyć bolesne, zwłaszcza w momencie, gdy największe firmy zarabiają coraz więcej i widzą opłacalność w nie do końca konsumenckim podejściu. Sporo osób zaczęło rozmyślać więc o podjęciu realnych działań w zakresie naprawy tego stanu rzeczy. Czy to w ogóle realny scenariusz?
- Sprawdź również: Razer i erotyczne zabawki. Nie są gamingowe i nie mają RGB
Nie wiadomo, lecz warto spróbować. Zdanie to podziela przynajmniej Ross Scott, popularny twórca internetowy. Postanowił on zorganizować kampanię o wymownej nazwie „Przestańcie Niszczyć Gry”, która ma zwrócić uwagę na narastający problem. Punktem zapalnym dla projektu była decyzja podjęta przez firmę Ubisoft – chodzi o porzucenie pierwszej części The Crew zakupionej przez ponad dwanaście milionów osób. Straciły one możliwość zabawy w coś, za co przecież zapłaciły. Tym samym świetnie nakreślił się kłopot z grami traktowanymi jako usługi, które przestają działać wtedy, gdy firma tak postanowi.
Nie mówimy zresztą o typowej kampanii, gdzie zbiera się wirtualne podpisy. YouTuber wziął sprawy w swoje ręce i złożył szereg petycji rządowych w celu „zakazania praktyki celowego wyłączania gier wideo po zakończeniu wsparcia”. Zasięgiem akcji objęte zostały takie kraje jak Wielka Brytania, Kanada oraz Australia – wkrótce ruszy natomiast podobne przedsięwzięcie angażujące wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pojawią się odpowiednie regulacje nakładające szereg wymogów na największych wydawców.
Co możemy realnie uczynić?
Ross domaga się, by firmy otrzymywały kary pieniężne za każdy egzemplarz gry, którego nie można uruchomić w momencie wyłączenia serwerów. Wtedy też istniałaby motywacja jeśli chodzi o utrzymywanie produkcji przy życiu, co bez wątpienia uszczęśliwiłoby mnóstwo użytkowników. Co ciekawe, każdy konsument może na własną rękę podjąć pewne działania. Mieszkańcy europejskich państw są w stanie skontaktować się z DGCCRF lub podpisać Inicjatywę Obywatelską UE, by zgłosić szkodliwe działanie. Oprócz tego warto nagłośnić sprawę za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Wszystko to rzecz jasna pięknie wygląda na papierze, lecz realizacja postulatów w praktyce będzie bez wątpienia długą i męczącą przeprawą. Tak naprawdę najszybszą drogą jest bunt klientów, by wydawcy i inwestorzy zaczęli zauważać, że gracze już nie nabierają się na agresywną politykę obejmującą mikrotransakcje oraz wsparcie „do końca świata”. Pozostaje trzymać kciuki, by coś z tego wyniknęło, ponieważ branża po prostu potrzebuje czegoś nowego.
- Przeczytaj również: Postacie z gier jak prawdziwe. Ekscytujące wieści o NVIDIA ACE
Koniecznie więc zapoznajcie się z akcją „Przestańcie Niszczyć Gry” i wypowiedzcie się w komentarzach odnośnie do samej idei. Podzielacie opinię popularnego twórcy internetowego?
Źródło: YouTube, stopkillinggames.com.com / Zdjęcie otwierające: unsplash.com (@axville)