Netflix niezbyt dobrym domem dla gier wideo?
Pomysł inwestycji Netflixa w gaming był krytykowany od początku ogłoszenia tego projektu. Najpierw mieliśmy do czynienia z udostępnieniem kilku gier na terenie Polski – globalny debiut nastąpił natomiast dopiero niespełna rok temu. Przez ten czas usługa wzbogaciła się o kilkadziesiąt produkcji, z których kilka to prawdziwe perełki (np. pełnoprawne tytuły, które są płatne na innych platformach). Żadna z nich nie oferuje mikrotransakcji ani reklam. Mało kogo jednak to wszystko interesuje.
Dosyć niepokojące informacje zostały opublikowane przez firmę analityczną Apptopia oraz redakcję portalu CBNC. Jak się okazuje, gry dostępne na platformie Netflix są każdego dnia uruchamiane przez około 1,7 mln subskrybentów. Wynik ten na pierwszy rzut oka nie prezentuje się najgorzej, lecz uwagę należy zwrócić na fakt, że usługa jest opłacana globalnie przez ponad 221 mln osób. Mówimy to o niespełna 2% osób, które decydują się na skorzystanie z gamingowej oferty giganta.
Do końca roku na Netflixie ma pojawić się około 50 gier (na razie biblioteka liczy sobie 26). Pojawiły się też plany tworzenia gier na PC oraz konsole – lecz o tym na razie za wiele nie wiadomo. Trudno jednak podchodzić do tych wiadomości z uśmiechem na ustach. W większości przypadków użytkownicy Netflixa oczekują po prostu dobrych filmów i seriali za stosunkowo niską cenę.
Te aspekty ostatnio niestety dosyć u Netflixa kuleją. Konsumenci w Polsce zmuszeni są do płacenia 60 zł za dostęp do treści w 4K i możliwości oglądania ich na maksymalnie czterech urządzeniach. Niedługo ta cena może wzrosnąć – chętni posilą się jednak planem z reklamami, lecz… nie zobaczą tam wszystkich produkcji. Poza tym wiele lubianych przez widzów seriali zostało po prostu anulowanych.
Tymczasem Netflix wydaje miliony dolarów na gry, które – jak zresztą widać po statystykach – nie interesują nikogo. Ba! Część osób w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że taka funkcjonalność w aplikacji istnieje. Koniec jednak już tych narzekać na temat streamingowego giganta – odrębny artykuł na ten temat napisała ostatnio Ania, serdecznie zachęcam do lektury!