Recenzja Days Gone – historia przyjaźni, miłości i przetrwania

Piotr MalinowskiSkomentuj
Recenzja Days Gone – historia przyjaźni, miłości i przetrwania
{reklama-artykul}Zapomnijmy choć na moment o zbliżającym się PlayStation 5 – obecna generacja konsol nie wyjęła bowiem jeszcze wszystkich asów z rękawa. Sony wraz z Bend Studio po kilku latach ciężkiej pracy funduje wszystkim fanom postapokaliptycznego klimatu grę Days Gone – grę, która stanowi niejako jedno z ostatnich tchnień PlayStation 4.

W przeciągu tych sześciu lat od pojawienia się PS4 na rynku mogliśmy obserwować gwałtowny wzrost przewagi tegoż sprzętu nad konsolą Xbox One. Powodem dominacji Sony nie była specyfikacja, ani rozwiązania techniczne. Była nią ogromna liczba świetnych tytułów ekskluzywnych, którymi nie mógł niestety poszczycić się Microsoft.

Marvel’s Spider-Man czy God of War to najgłośniejsze premiery ostatnich lat – wzbudziły one zainteresowanie nie tylko posiadaczy PS4, ale też mnóstwo graczy nie mających wcześniej styczności z konsolami od Sony. Days Gone to kolejny tytuł, o którym jest obecnie dosyć głośno i po ponad trzydziestu godzinach spędzonych „w syfie” mogę śmiało stwierdzić, że wiem dlaczego budzi on tak silne emocje już przed premierą.

Days Gone to bardzo silny gracz na rynku i jedna z lepszych produkcji jaką miałem okazję ostatnio ogrywać. Jestem jednak przekonany, że gra od Bend Studio nie pomieszka zbyt długo w mojej pamięci i nie będzie mi z tego powodu zbyt smutno. Powitajcie więc gromkimi brawami Deacona St. Johna (najlepiej owacjami na stojąco, bo o takiego przyjaciela wielu by dało się pochlastać).

Gdybym miał zaledwie w kilku słowach opisać o czym jest Days Gone, to bez wahania powiedziałbym, że mamy tu do czynienia ze świetnie napisaną historią prawdziwej przyjaźni i miłości, w tle której przewija się motyw wirusa opanowującego świat. Pracownicy Bend Studio stworzyli grę z emocjonalnie i przede wszystkim szczerze poprowadzoną narracją, gdzie wydarzenia na ekranie przeżywa się wraz z bohaterami.

Nie zapominajmy, że dostajemy około 6 godzin przerywników filmowych – ta liczba już sama w sobie może robić wrażenie. Niektórzy mogą pomyśleć, iż jest to zdecydowanie za dużo, lecz siadając do Days Gone trzeba być (nie)stety przygotowanym na kilka rzeczy, które albo się pokocha, albo znienawidzi. Jednym z takich elementów jest pewna liniowość – mamy co prawda do czynienia z otwartym światem, ale zadania są całkowicie „zamknięte”.

Odniosłem wrażenie, że misje fabularne są niejako odcięte od reszty gry. Podjechanie przykładowo motocyklem w miejsce danego zlecenia nie powoduje, że rozpoczniemy je akurat tam. Zazwyczaj musimy poczekać aż pora dnia się zmieni (o tym elemencie jeszcze nieco później pomówimy), a Deacon jeszcze raz w ramach przerywnika filmowego przywędruje raz jeszcze na to samo miejsce, a niekiedy nawet skręci gdzie indziej.

days gone 99

Na początku nieco mnie to irytowało, lecz po oswojeniu się z tą praktyką i świadomością, że scenariusz jest już z góry napisany – przyzwyczaiłem się i przestałem na to zwracać uwagę. Zwłaszcza, że jak już wspomniałem, zadania i fabuła są napisane naprawdę starannie. Przyjrzyjmy się temu aspektowi nieco bliżej.

Nasz bohater, Deacon St. John, jest byłym członkiem gangu motocyklowego Mongrel, który wraz ze swoim przyjacielem Boozerem już od kilku lat żyje „w syfie” i walczy o przetrwanie. Świat został skażony potężnym wirusem, który zamienił znaczną część społeczeństwa w potwory wyprane z jakichkolwiek uczuć i żerujące na ludzi. Świrusy, bo tak lokalni mieszkańcy owych zarażonych nazywają, to plaga z jaką współczesny świat nie miał do czynienia nigdy wcześniej. Mimo to ocaleni się nie poddają i bezustannie próbują wiązać koniec z końcem.

Podoba mi się to, że w Days Gone nikt nie próbuje z protagonisty robić jakiegoś bohatera. Wszyscy traktują go jako kolejnego włóczęgę (o frakcjach także potem pomówimy), który może się na coś przydać. Fakt, posiada on kilka wyjątkowych umiejętności, ale gdyby ich zabrakło to gra by nie miała po prostu racji bytu w obecnym stanie.

days gone 13

Głównym motywem Days Gone jest w założeniu przetrwanie, jednak jak już wspomniałem – mi w oczy bardziej rzuciło się ukazanie prawdziwej miłości i przyjaźni. Deacon wraz z Boozerem traktują się jak bracia i da się to odczuć szczególnie przy wykonywaniu kilku kluczowych misji. Kwestia zmarłej żony naszego bohatera, Sarah, jest trochę bardziej zagmatwana, lecz w tej recenzji wstrzymam się od jakichkolwiek szczegółów w celu uniknięcia spoilerów.

Obszar, który dostajemy do dyspozycji nie jest jakoś szczególnie ogromny, ale przynajmniej kilka razy miałem wrażenie, że poruszam się po dosyć sporym terenie. Wiele misji wykonujemy bowiem w tych samych miejscach albo w bardzo do siebie podobnych.

Jako że naszą przygodę rozpoczynamy dwa lata po dosyć tragicznym wydarzeniu, to jesteśmy już oswojeni z otaczającym nas światem. Deacon zna „w syfie” już wielu ludzi – jedni go szczerze nienawidzą (ba, nawet wyznaczają nagrodę za jego głowę), a niektórzy tolerują. W miarę rozwoju akcji relacje z różnymi ocalałymi dynamicznie się rozwijają, co nadaje całej produkcji dość naturalnego wyrazu.

days gone 88

Ludzie, których nie dotknął wirus nie zjednoczyli się i nie stworzyli jednej wspólnej wioski czy miasta. Zróżnicowanie frakcji w Days Gone może nie jest ogromne, ale w zupełności wystarczające. Nasz bohater uważany jest za tak zwanego włóczęgę, czyli osobę próbującą przetrwać w dziczy i szlajającą się po skażonym świecie.

Część włóczęgów zgromadziła się w obozach, które przyjdzie nam odwiedzać i wykonywać tam zlecenia. Niektórzy jednak zdecydowali się żyć na własną rękę i skrywają się w najróżniejszych zakątkach dostępnego amerykańskiego obszaru.

Najciekawszą według mnie grupą są Wieczyści, czyli ćpuny chcące upodobnić się do zakażonych istot. Stanowią bardzo radykalną sektę, która wyznaje hasła wolnościowe i odprawia niebezpieczne rytuały okaleczając siebie nawzajem. W miarę rozwoju fabuły coraz to więcej się o nich dowiadujemy, co jest naprawdę świetnym rozwiązaniem pozwalającym na stopniowe poznawanie świata przedstawionego.

days gone 1

Są też skwaterzy, czyli osoby rabujące wszystko, co spotkają. Nie spotykamy ich w grze dosyć często, lecz stanowią miły dodatek, bo ich głównym celem nie jest mordowanie – oczywiście robią to jak niestety wszyscy w skażonej Ameryce.

Warto także wspomnieć o Łupieżcach, którzy stanowią jeden z celów dostępnych zleceń pobocznych w grze. Spotkania z nimi zazwyczaj nie należą do najtrudniejszych, ale czasami potrafiły doprowadzić mnie do sporej irytacji. O systemie zleceń jednak szerzej opowiem nieco później.

Nie można przejść obojętnie wobec członków organizacji NERO, czyli naukowców badających rozwój świrusów i próbujących jak najwięcej dowiedzieć się o otaczającym świecie. Większość frakcji nie przepada za nimi twierdząc, że to, co robią nie jest do końca etyczne.

Obozy dostępne w grze stanowią bazy wypadowe Deacona. Możemy w nich dokupić amunicję, przespać się czy też oddać mięso i trofea zdobyte z pokonanych przeciwników w zamian za zaufanie członków danego zgrupowania. System ten jest zrobiony naprawdę solidnie, ale moim zdaniem odbiera produkcji nieco immersji. Zdaję sobie jednak sprawę, że Days Gone nie było tworzone jako hardkorowy emulator przetrwania w dziczy więc jestem w stanie wybaczyć część uproszczonych mechanik.

days gone 77

Wspomniany już system zaufania przywiódł mi na myśl Gothica 3 i tamtejszą reputację zdobywaną za wykonywanie zadań dla danego miasta czy frakcji. Tutaj działa to dosyć podobnie – dostajemy zadanie, wykonujemy je, otrzymujemy kilka punktów i w pewnym momencie awansujemy, dzięki czemu możemy kupić lepszą broń czy ulepszenie do naszego motocykla.

Zlecenia poboczne opierają się w zasadzie na przynoszeniu czegoś czy zabijaniu konkretnych przeciwników. Pomimo tego, że całość jest jednak okraszona solidnym tłem fabularnym, to po jakimś czasie i tak wkrada się do tego trochę monotonii.

W każdym z obozów oferowane są nam różne rodzaje broni, co zachęca do zdobywania w nich zaufania. U handlarzy jesteśmy w stanie nabyć także apteczki, tłumiki do broni czy granaty. Nie wszystko możemy jednak kupić od razu – wymagane jest wykonanie kilku zleceń by ta możliwość stanęła przed nami otworem. 

days gone 9

U mechanika z kolei możemy zatankować lub naprawić nasz pojazd. Dzięki tej funkcji przez większość gry czułem się dosyć bezpiecznie i niezbyt często rozglądałem się nerwowo za kanistrem z paliwem. Po dokonaniu jakiejkolwiek czynności u tego NPC, motocykl automatycznie zostanie zaparkowany przy warsztacie. Podobnie ma się sprawa w momencie, kiedy nasz wóz się zatopi albo w środku dziczy popsuje – za drobną opłatą zostanie on teleportowany do mechanika.

Pojazd może być także na różne sposoby ulepszany. Do dyspozycji mamy implementację lepszego silnika czy baku paliwowego. Dzięki temu sprawimy, iż motocykl będzie szybszy, bardziej zwrotny, a nawet cichszy. Na sporą dowolność postawili twórcy w kwestii wizualnej personalizacji kompana Deacona – do wyboru dostajemy zmianę koloru baku czy możliwość naklejenie jakiegoś znaczka. Jeśli chcemy zmienić reflektor, koła czy dokupić nitro – także nie ma problemu.

Muszę jednak przyznać, że zmienianie wyglądu pojazdu niezbyt do mnie trafiło, bo w trakcie akcji i tak zbytnio nie mamy czasu przyglądać się jaki ma on kolor, ale trzeba przyznać, że w niektórych przerywnikach filmowych wybrany przeze mnie jaskrawy czerwony odcień robił wrażenie.

Każdy obóz ma z kolei własnego przywódcę, który rządzi mieszkańcami zgodnie z własną ideologią. Wszystkie „miasteczka” posiadają więc swój unikalny charakter i osoby mieszczące się w poszczególnych zgrupowaniach mają czasami zupełnie odmienne podejście do ratowania świata i sposobu w jaki można przetrwać. Jest to udany zabieg – sam jeden obóz pokochałem, a inny szczerze znienawidziłem.

days gone 6

Przejdę teraz do elementu, który wywarł na mnie chyba największe wrażenie. Są to emocje wyrażane przez bohaterów oraz ich mimika. Bend Studio wykonało swoją pracę w tym aspekcie wręcz perfekcyjnie. Każda z obecnych w Days Gone postaci jest charyzmatyczna i świetnie napisana.

Wszyscy wywołali we mnie jakieś emocje – od skrajnie pozytywnych do skrajnie negatywnych. Jest to jeden z tych aspektów w Days Gone, który sprawił, że grę tę mogę polecić nawet osobom nie przepadającym zbytnio za klimatem postapokaliptycznym. Narracja poprowadzona w tym tytule stoi na najwyższym poziomie i jeśli uwielbiacie gry stawiające na opowiadanie historii, to bez wahania możecie kupić produkcję od Bend Studio.

Do tego wszystkiego dochodzi wspomniana mimika i animacje postaci. Oprócz kilku przypadków, uczucia były zazwyczaj bardzo dobrze pokazane i podczas paru dosyć przydługich przerywników filmowych odkładałem kontroler i po prostu obserwowałem akcję jak dobre kino.

Niezwykle ciekawym motywem są także retrospekcje z czasów, kiedy Ameryka była piękna i nieskażona. Dzięki nim możemy przeżyć wraz z Deaconem pamiętne momenty związku bohatera z Sarah. Ten zabieg zaznacza ogromny kontrast pomiędzy światem kolorowym i szczęśliwym a rzeczywistością postapokaliptyczną. Tego typu pomysł pomaga jeszcze bardziej wczuć się w mroczny klimat, bo z tyłu głowy mamy porównanie jak to samo zniszczone miejsce mogło wyglądać zaledwie dwa lata temu.

days gone 4

Jeśli już mowa o klimacie, to trzeba przyznać, że tu Days Gone stawia poprzeczkę jeszcze wyżej. Wszystkie lokacje są dopracowane i czuć tą ciężkość zakażonego świata. Do tego dochodzi umiejętna gra światłocieniem i dostajemy naprawdę klimatyczny świat, do którego wchodząc doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie będzie do zbytnio pozytywna przygoda.

Oliwy do ognia dodaje grafika, która chyba w pełni wykorzystuje możliwości PlayStation 4. Mimo że grałem na podstawowym modelu, a nie Pro, to niekiedy widoki zapierały dech w piersiach i jadąc na motocyklu zatrzymywałem się i wykonywałem zrzuty ekranu w dostępnym trybie fotograficznym.

days_gone_2.jpg

Zatrzymajmy się jeszcze choć chwilę przy właśnie motocyklu. Jest to integralna część gry i praktycznie poruszanie się bez niego nie byłoby zbytnio możliwe. System jazdy jest naprawdę przyjemny i realistyczny. Pojazd musimy tankować schodząc z niego (możemy to robić przy użyciu kanistrów czy na stacjach benzynowych oraz u wspomnianych mechaników) oraz naprawiać za pomocą zdobytego z samochodów złomu.

Na testowanej wersji kilka razy jednak motocykl bugował się albo zachowywał w dosyć nienaturalny sposób. Mechanika ta nie jest idealna, ale widać, że włożono w nią dosyć sporo pracy i miło się z niej korzysta. Podczas wielu misji fabularnych wozu nie da się zepsuć ani wyczerpać paliwa. Zapewne uczyniono ten zabieg w celu zwiększenia immersji, i uważam że jest to dobry krok.

Dwa razy podczas przewożenia kogoś z mapy znikały nawet wszystkie potwory, jak i właśnie możliwość popsucia motocykla. Załączała się wtedy jedna z niewielu niesamowitych odprężających melodii i muszę przyznać, że jest to kolejny element robiący na mnie niesamowite wrażenie.

Days Gone nie ma świetnej oprawy audio (przez kilka godzin zastanawiałem się nawet czy w ogóle ją ma), lecz kilka utworów – zwłaszcza w powyżej wspomnianych misjach – wywołało we mnie efekt „wow”. Jeśli zdecydujecie się na zakup tej gry, to zapewne zrozumiecie o czym mówię.

days goen 66

Zatrzymajmy się teraz na moment przy pobocznych zleceniach. Te przywiodły mi od razu na myśl Wiedźmina 3 – pojawiają się one na mapie i zazwyczaj polegają na wyeliminowaniu grupy Łupieżców czy zlikwidowaniu gniazda świrusów. Czasami musimy także przywrócić zasilanie w kilku byłych ośrodkach NERO. Nie można więc mówić o zbytnim zróżnicowaniu tychże zadań i po jakimś czasie dałem sobie z nimi spokój.

Podoba mi się za to system walki i craftingu. Do dyspozycji mamy trzy miejsca na broń palną – na pełen zestaw składa się broń podstawowa, broń boczna (pistolet) oraz broń specjalna. Większość broni to zazwyczaj szybkostrzelne karabiny i przez czas przechodzenia fabuły nie zwracałem na nie zbytnio uwagi, gdyż większość wydała mi się bardzo do siebie podobna. Inaczej ma się sprawa z bronią specjalną – jej funkcję mogą pełnić ogromne karabiny snajperskie czy pokaźne kusze. Do każdego rodzaju arsenału możemy załączyć tłumik stworzony z filtra paliwa.

Deacon ma do dyspozycji także nóż do buta stanowiący podstawową broń białą. Jest on jednak bardzo słaby i raczej nie zdziałamy przy jego pomocy zbyt wiele. Dlatego trzeba rozglądać się za innymi przedmiotami, dzięki którym uda nam się pokonać w zwarciu – w świecie gry znajdziemy przeróżne rzeczy pokroju kijów baseballowych, kantówek czy pałki z kolcami. Tego typu bronie szybko się jednak niszczą (dzięki specjalnej umiejętności możemy dodać możliwość ich naprawy oraz ulepszenia).

days gone 7

Z wszystkich broni, jakie trafiły w moje ręce, strzelało (i biło też) mi się naprawdę dobrze. Nie odczułem żadnych problemów związanych z tym systemem – być może dlatego, że nie jest wyjątkowy. Mechanika ta jest wręcz identyczna jak w przypadku wszystkich strzelanek i niezbyt przykuła moją uwagę. Bend Studio zadbało jednak o element wyróżniający czyli tzw. skupienie, które spowalnia na kilka sekund rozgrywkę podczas strzelania i w ten sposób możemy skuteczniej pokonać wrogów.

Jeśli zaś chodzi o craftingu, to tutaj możemy pobawić w prawdziwego mistrza przetrwania. W tym samym menu kołowym jesteśmy w stanie stworzyć różne apteczki czy koktajle regeneracyjne, a także koktajle Mołotowa, bomby rurkowe, granaty dymne, a nawet błyskowe. Nie wszystko otrzymujemy od razu na starcie. W celu wykreowania jakiegokolwiek przedmiotu musimy najpierw zdobyć odpowiednie materiały – np. naftę, szmatę czy butelkę po piwie.

Rzeczy są rozsiane praktycznie wszędzie i tutaj nie ma zmiłuj – eksploracja w Days Gone jest obowiązkową czynnością jeśli chcemy długo przetrwać czy w ogóle dać sobie radę. Bez wchodzenia do opuszczonych domostw nie ma mowy żebyśmy poradzili sobie w późniejszych etapach rozgrywki. System craftingu jest dopracowany i żeby być solidnie przygotowanym do walki z większą grupą świrusów musimy naprawdę się postarać.

Możemy także zbierać różnego typu rośliny za pomocą noża do butów i dzięki nim tworzyć różne specjalne koktajle lecznicze lub oddawać „kwiatki” do obozu w celu zwiększenia zaufania. Muszę jednak przyznać, że ani razu nie skorzystałem z tej funkcjonalności.

days gone 11

Warto też wspomnieć o systemie rozwoju naszej postaci, który jest przystosowany do nowoczesnych standardów (czyt. skrajnie uproszczony). Za zabijanie potworów zdobywamy doświadczenie (nie pozyskujemy z nich żadnych przedmiotów, jedynie trofea), a po wypełnieniu paska otrzymujemy jeden punkt umiejętności.

days gone 3

Punkty te możemy wykorzystać w trzech dostępnych drzewkach rozwoju (Walka w zwarciu, walka dystansowa oraz przetrwanie). W każdym z nich mamy 5 poziomów umiejętności po 3 usprawnienia postaci w każdym – znajdują się tu zarówno pasywne umiejętności, jak i te aktywne. Jesteśmy w stanie przykładowo zwiększyć obrażenia zadawane przez broń białą, sprawić żeby rośliny były pokazywane na mini mapie albo ulepszyć celność używanej broni.

Taki system rozwoju nie jest absolutnie czymś nowym – obecny jest w wielu współczesnych produkcjach i Days Gone nie wprowadza w tym aspekcie jakiejkolwiek innowacji. Niestety.

Days Gone promowane było jako produkcja, gdzie będziemy musieli walczyć z hordami zakażonych – czyli grupami setek świrusów podążających za sobą jak zahipnotyzowani. Siadając do rozgrywki byłem przygotowany na sporo właśnie takich potyczek, ale niestety tutaj się przeliczyłem. Tego typu „zabaw” było zaledwie kilka w trybie fabularnym i nie należały one do najprzyjemniejszych.

days gone 55

Z pierwszą hordą, którą spotkałem walczyłem ponad trzy godziny. Dwie godziny próbowałem na różne sposoby ją pokonać (stosowanie się do zaleceń wypowiadanych przez głównego bohatera nic nie dawało), a jak już w końcu wpadłem na pewien pomysł, to godzinę zajęło mi faktyczne wyeliminowanie „armii”.

Irytacja sięgnęła wtedy zenitu i za nic w świecie nie chciałbym spotkać tylu świrusów raz jeszcze. Być może według innych graczy opinia na ten temat będzie zupełnie odmienna, ale moim zdaniem walka z hordami to jeden z najgorszych elementów Days Gone.

days gone 12

Niezbyt przyjemną dla mnie kwestią są nagłe ataki snajperów z ukrycia. Podczas jazdy motocyklem możemy usłyszeć od Deacona słowa „uwaga, snajper” i dosłownie sekundę po tym dostajemy strzał, spadamy z popsutego wozu (zazwyczaj po takim ataku musimy naprawiać w pełni pojazd) i musimy pokonać grupę ludzkich wrogów. Każdy tego typu losowy event powodował we mnie jedynie niemiłe uczucia i nieco odpychał od rozgrywki.

Natknąć możemy się także na ataki kilku świrusów na przypadkową osobę spacerującą po drodze. Po zabiciu grupy potworów człowiek nam podziękuje i otrzymamy kilka punktów doświadczenia. Tego typu motyw także jest dosyć popularny, ale akurat tutaj miał sporo sensu i naprawdę mi się spodobał.

Na uwagę niewątpliwie zasługuje polski dubbing, który został zrealizowany naprawdę starannie. Sony w tej kwestii stanęło na wysokości zadania i rodzima lokalizacja (poza drobnymi wyjątkami) ani nie rani uszu, ale nawet dodaje klimatu

Już powoli kończąc, chciałbym jeszcze zatrzymać się przy kilku ułatwieniach w Days Gone. Mowa tutaj chociażby o mini mapie i dokładnie pokazanej ścieżce, którą musimy podążać żeby dojechać czy dojść do celu. Jestem świadomy, że jest to niejako wymóg dzisiejszych gier wideo i tego typu ułatwienia są dzisiaj normą, ale i tak nadal do mnie nie trafiają. Można oczywiście zrezygnować z tej opcjonalności i samemu kierować się na docelowy teren.

Skoro mówimy o współczesnej grze, to nie mogło zabraknąć… trybu tropienia. Ten jest oczywiście wyjaśniony fabularnie – Deacon jest łowcą nagród i potrafi świetnie śledzić swoich przeciwników. Po jego zastosowaniu ekran nieco się rozmywa i zmienia kolor – dzięki temu wszystkie przedmioty do zebrania w okolicy się podświetlają (po wykupieniu specjalnej umiejętności, nawet wrogowie). W zadaniach dzięki temu systemowi możemy podążać za śladami pozostawionymi przez wrogów i analizować przebieg danego wydarzenia.

days gone 10

Ta mechanika została według mnie wciśnięta do Days Gone trochę na siłę i jakoś jej nie potrafię poczuć. Mimo że wyjaśniona została fabularnie, to i tak niezbyt się do niej przekonałem. Mimo to nie odebrała mi przyjemności z zabawy.

Days Gone to solidny exclusive na PlayStation 4 i jedna z lepszych produkcji ostatnich lat. Trudno mi jednak stwierdzić, czy jest to gra na tyle wyjątkowa, że zostanie w pamięci milionów graczy na dłuższy czas. Grało mi się w nią naprawdę przyjemnie i chętnie bym kiedyś do niej wrócił, ale nie uważam jej za specjalnie wybitną .

Nie zrozumcie mnie źle – Bend Studio wraz z Sony odwaliło kawał dobrej roboty i Days Gone zdobędzie na pewno bardzo dobre opinie. Jest to gra pod względem narracyjnym i fabularnym naprawdę perfekcyjna. Na pewno wprowadza powiew świeżości jeśli chodzi o segment gier osadzonych w realiach postapokaliptycznych i jest pozycją obowiązkową dla fanów takich klimatów.

Jeśli jednak chodzi o użyte mechaniki i ogólne wrażenia po trzydziestu godzinach rozgrywki – jest to produkcja po prostu bardzo dobra, lecz niewiele ponad to. Dlatego też wystawiam Days Gone ocenę 8/10.

Zalety Wady
Świetny klimat Oprawa audio (oprócz kilku tracków)
Emocje i mimika bohaterów Irytujące hordy
Dubbing Niezbyt ciekawe zlecenia, monotonia
Ciekawy crafting
Fabuła (momentami sztampowa)
Piękna grafika
Niesamowita narracja

Dostęp do przedpremierowej wersji Days Gone uzyskaliśmy dzięki uprzejmości wydawcy – Sony Interactive Entertainment oraz PlayStation Polska.

Udostępnij

Piotr MalinowskiDziennikarz z pasji i wykształcenia. Jest związany z popularnymi serwisami branżowymi, gdzie od siedmiu lat publikuje treści o nowych technologiach, gamingu oraz „ludziach internetu”. Fascynuje go wpływ influencer marketingu na społeczeństwo oraz szeroko pojęte przyczyny i skutki nierówności społecznych. Prywatnie fan powieści/filmów grozy, gier studia Piranha Bytes, podcastów kryminalnych, dobrej kawy oraz rowerowych wycieczek.