Szalenie wydajny i na pierwszy rzut oka bardzo solidny ASUS ROG Phone 5
Telefon początkowo sprawował się bardzo dobrze. Rysy dopiero pod naprawdę twardymi rysikami podobnie jak w konkurencji z ochroną Gorilla Glass, metalowa ramka, która może źle wyglądać po przejechaniu nożem, ale wciąż znajduje się w jednym kawałku, a także metalowe przyciski. Są też pewne małe wpadki jak gumowa zaślepka gniazda USB-C i dedykowanego złącza, która łatwo może być zgubiona. Jednak długie podgrzewanie zapalniczką nie jest przesadnie destrukcyjne dla matrycy AMOLED full HD+ o świetnym odświeżaniu 144 Hz.
Do pewnego momentu smartfon prezentuje się naprawdę świetnie. Poprzednie ASUS ROG Phone były solidnie zbudowane, 5 też dobrze wypada (pominięto nr 4, który w azjatyckich stronach jest podobnie pechowy jak 13 na zachodzie) i oczywiście ma świetną specyfikację. Ośmiordzeniowy procesor (a w zasadzie SoC) Qualcomm Snapdragon 888 z grafiką Adreno 660 i budowanym modemem 5G, sporo RAM (8, 12, 16 lub w przypadku wersji Ultimate aż 18 GB LPDDR5), nawet 512 GB szybkiej pamięci wewnętrznej UFS 3.1 (poniżej wersji Ultimate tylko 128 lub 256 GB), NFC, gniazdo słuchawkowe, podświetlane logo RGB z tyłu i kilka innych bardzo pozytywnych cech.
Prawie 6 tysięcy złotych, które można całkiem łatwo złamać
Jednak test zginania czy może nawet (przynajmniej w tym przypadku) łamania konstrukcji wyszedł bardzo źle. Jerry naciskał palcami na obudowę w taki sposób, jakby chciał przełamać ASUSa na dwie części. Specjalnie użyłem stwierdzenia „jakby chciał”, bo zazwyczaj nic z tego nie wychodzi. Smartfony trochę się wyginają, może nieco rozwarstwiają, ale nieczęsto można zobaczyć dosłowne złamanie. Nie tym razem. Konstrukcja pękła i gdyby przyłożyć jeszcze nieco więcej siły, pewnie dało by radę zrobić osobne dwa kawałki z telefonu.
Brak dodatkowego usztywnienia, a wnętrze ma kilka widocznie oddzielonych części / Foto: JerryRigEverything @ YouTube
Jak okazało się w kolejnym o kilka dni nowszym filmie, to kwestia zaprojektowania ASUSa ROG Phone 5 z pięcioma odmiennie zachowującymi się częściami. Smartfon ma specjalnie zainstalowane dwie osobne baterie, aby zwiększyć szybkość ładowania. Niestety zostały rozmieszczone w taki sposób, że znacznie pogarszają sztywność konstrukcji.
W miejscach, gdzie się kończą (naprzemiennie można zobaczyć niemalże dotykające samej ramki – elektronikę, baterię, elektronikę, drugą baterię i ostatni kawałek elektroniki), można łatwo zgiąć, a nawet złamać telefon. Cóż, zależnie od wersji trzeba zapłacić za niego od 3499 do 5799 złotych (pomiędzy są jeszcze edycje za 3999 i 4499 złotych), więc to ogromna wada biorąc pod uwagę cenę. Lepiej nie siadać mając go w tylnej kieszeni spodni lub nie zostawiać na kapie czy fotelu.
Zobacz również: Baterie paluszki Free Energy na USB-C. Świetna metoda ładowania, która może być hitem
Źródło i foto: JerryRigEverything @ YouTube