Bioo Lite to projekt, który niedawno wystartował na portalu crowdfundingowym Indiegogo i bardzo szybko uzyskał pełne finansowanie. Właściwie obecnie jest to już 208 proc. określonej przez pomysłodawców kwoty.
Wynalazcy z Arkyne Technologies postanowili zaprząc do roboty domowe rośliny i czerpać z nich energię do naszych smartfonów i tabletów. Brzmi to może trochę okrutnie, ale bez obaw, pelargonia mamy jest bezpieczna.
Właściwie twórcy proponują odbiorcom wyłącznie specjalną doniczkę w cenie 99 euro. Roślinę trzeba zakupić sobie samodzielnie. Najciekawsze, że nie każda jest dobra. Najgorszy wybór to kaktus, a najlepszy – roślina o licznych zielonych liściach.
Doniczka Bioo Lite generuje energię niejako przy okazji procesu fotosytezy. Specjalne bakterie zaszczepione na dnie doniczki dokonują rozkładu materii organicznej, zaś efektem ubocznym tego procesu jest elektryczność. Odpowiednia aparatura umożliwia skanalizowanie energii i dostarczenie jej odbiorcy za pośrednictwem zwykłego gniazda USB.
Tak pozyskany prąd jest słabszy niż z gniazdka elektrycznego, jego napięcie wynosi 4,5 V, zaś natężenie 0,5 A. Przypomnijmy, że ogólnie ładowarki do większości urządzeń przenośnych dostarczają do akumulatora prąd o natężeniu od 1 A do 2 A. Mówiąc inaczej, czas ładowania będzie wydłużony, podobnie jak przypadku gniazda USB w komputerze.
Urządzenie rozpocznie działanie po zasileniu go… szklanką wody. Aby cały proces zachodził sprawnie, roślina musi być w dobrej kondycji. Należy troszczyć się o nią, jak niegdyś dzieci o stworki Tamagotchi. Działanie bio ładowarki przewidziane jest na około 5 lat.
W oficjalnej sprzedaży doniczka Bioo Lite ma pojawić się już w grudniu bieżącego roku, w cenie 125 euro. Sprzedawcy roślin doniczkowych już zacierają ręce i liczą przyszłe zyski.
Dodajmy, że twórcy Bioo Lite pracują obecnie nad większymi modułami. Przydomowe ogródki pełne ogórków i pietruszki to żywe baterie do naszych telefonów. Tylko czekają na podłączenie!
Źródło: ubergizmo