Wiele się mówi o tym, że w przyszłości nasze niebo będzie pełne bezzałogowych pojazdów, które będą wykonywały szereg pożytecznych usług. W pełni autonomiczne pod kontrolą AI lub sterowane przez pilotów – liczyć będzie się jakość i szybkość ich pracy. Kiedy na przełomie sierpnia i września huragan Harvey uderzył w wybrzeże USA okazało, że drony już teraz potrafią być bardzo pomocne.
Warto zdawać sobie sprawę, że huragan, z którym musieli zmagać się mieszkańcy Stanów Zjednoczonych był największą klęską żywiołową od czasu Katriny, która zdewastowała Nowy Orlean. Wedle doniesień mediów wiadomo o 46 ofiarach śmiertelnych, natomiast straty materialne szacowane są wstępnie na 120 miliardów dolarów. Przy okazji wiele osób zostało uwięzionych w swoich domach na kilka dni, bez zapasów żywności oraz wody.
Huragan Harvey widziany z orbity.
Zazwyczaj w tego typu sytuacjach rząd federalny w USA zamyka przestrzeń powietrzną nad terenem klęski. W tym przypadku było inaczej. Władze wydały pilotom prywatnych dronów specjalnie pozwolenia i zaangażowały do pracy w walce ze skutkami huraganu. Bezzałogowce szukały uwięzionych lub zagubionych ludzi, sprawdzały stan infrastruktury czy też dostarczały niezbędnych do przeżycia zapasów. Co ciekawe, firmy ubezpieczeniowe i naftowe również przy pomocy dronów zaczęły szacować wyrządzone szkody.
Oczywiście piloci tych maszyn musieli przestrzegać pewnych regulacji i zasad, aby nie doszło na przykład do kolizji z samolotami czy helikopterami „tradycyjnych” służb ratunkowych. Tym niemniej już teraz mówi się o dużym sukcesie prywatnych bezzałogowców. Zapewne, jeśli w przyszłości ponownie dojdzie do tego typu katastrofy władze skorzystają z pomocy dronów.
Źródło: Wired