Przyznam to bez wstydu. Z zatwardziałego androidziarza stałem się „fanboyem” Apple. Wystarczyło tylko, że żona kupiła iPhone’a i miałem okazję się nim parę razy pobawić. Dziś mam już prawie wszystkie urządzenia Apple i odnoszę wrażenie, że trwale utkwiłem w ekosystemie sprzętów z Cupertino. Poza jednym wyjątkiem, ostoją… ostatnią twierdzą, w której nadal niepodzielnie rządzi Gigant z Redmond. Twierdza ta zwie się Windows.
Wojtek vs Apple. „Krótka historia”
Zanim jednak przejdę do sedna tego felietonu, to muszę Wam nakreślić mniej więcej jak to wszystko u mnie przebiegało. Proces… tranzycji przeprowadziłem delikatnie i bardzo zachowawczo. Pierwszym krokiem był zakup iPada. Wybrałem ten najprostszy i podstawowy model, który miał pełnić funkcję stacji roboczej i rozrywkowej w podróży. Kluczem tu była… cena, bo nie chciałem na samym początku wyrzucać większej sumy, gdy nie byłem jeszcze przekonany, czy to na pewno będzie dobra decyzja. W zasadzie brak wartego uwagi tabletu z Androidem w budżecie około 1500 zł zdecydowanie ułatwił sprawę – nie było dylematu i wybór padł na iPada 8 generacji.
Potem już poszło z górki. Tablet Apple pozwolił mi się oswoić z iOS’em (który niedługo później zmienił się w iPadOS) i poznałem wszystkie jego ficzery, ale też spore ograniczenia. Okazało się, że liczy się dla mnie tak naprawdę jedna rzecz – niezawodność i stabilność. iPad był przedsmakiem prawdziwej rewolucji, jaka miała wkrótce zajść w moim technologicznym życiu. Ostatecznej motywacji do kupna iPhone’a jeszcze nie miałem, ale punkt zwrotny zbliżał się nieubłaganie.
iPhone SE 2016. Telefon, który nie chce umrzeć
Żona przez wiele lat używała wysłużonego, ale, no właśnie, NIEZAWODNEGO, iPhone SE 2016. Skubany nie chciał umrzeć i, niespodzianka, nadal żyje! Kondycja baterii na poziomie 75% i pożółkły ekran na krawędziach to symptomy zbliżającego się zgonu, ale kurde! Ten telefon ma w tym roku 7 lat, był oraz jest (jako telefon zapasowy) katowany codziennie przez moją drugą połówkę i nadal działa jak burza. W pewnym momencie żona podjęła decyzję o zmianie.
Padło na iPhone 12 Mini. Kluczem wyboru były przede wszystkim rozmiar i cena. SE 2020 był nieco tańszy, ale za to nie jest flagowym modelem. Tymczasem ja nadal uparcie korzystałem z OnePlus 8, który został mi użyczony na potrzeby recenzji. Jednak w pewnym momencie trzeba było się rozstać z wypożyczonym egzemplarzem (wspominam doskonale) i wówczas pojawiła się myśl – a może to jest ten moment, by coś zmienić?
Małe jest piękne i chyba tylko Apple to wie(działo)
Więc niewiele się zastanawiając, zakupiłem swojego pierwszego iPhone’a. W moim przypadku padło na iPhone 13 Mini i była to chyba najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. Tęsknię za czasami, w których telefony nie miały rozmiarów paletki do ping-ponga, choć rozumiem też, dlaczego producenci skupiają się jednak na większych przekątnych ekranu. Ja zdecydowanie wolę urządzenia, które są „pocket-friendly„.
W zasadzie jedynym producentem smartfonów z androidem, który tę filozofię nadal stosuje, jest ASUS. Jednak ZenFone 9 i 10, choć na tle androidowych pobratymców są naprawdę małe, to nadal są większe niż iPhone 13 Mini. Rzecz jasna seria mini u Apple skończyła swój żywot na dwóch generacjach, dlatego też trzynastka zostanie ze mną na dłużej. A ten iPhone to był tak naprawdę początek lawiny urządzeń.
Ekosystem Apple. To po prostu działa!
Jako że z iOS byłem już oswojony, to przesiadka wcale nie była tak bolesna jak się niektórzy obawiają. Zresztą, zanim złożyłem zamówienie i mój nowy iPhone do mnie dotarł, to spędziłem dziesiątki godzin na lurkowaniu YouTube’a w poszukiwaniu różnego rodzaju filmów na temat wszystkich ważnych funkcji smartfona z Cupertino. W sprzęcie zakochałem się od razu po wyciągnięciu z pudełka. Wreszcie telefon, którego nie muszę wyciągać z kieszeni, gdy siadam na krześle! Bajka.
Sprawę adaptacji mocno ułatwił też fakt, że nie jest to pierwszy sprzęt Apple w rodzinie. Integracja z innymi użytkownikami iPhonów to jest coś, co jest jednym z kluczowych aspektów tego ekosystemu. To też bezpośrednio wpływa na tak dużą popularność tej marki w Stanach. Jeśli wszyscy wokół Ciebie mają iPhone, to dołączenie do tego grona użytkowników sporo rzeczy usprawnia. Choćby ze względu na iMessege czy AirDrop.
Oczywiście na iPhonie się nie skończyło!
Jak smartwatch do iPhone’a to tylko Apple Watch
Gdy mój leciwy smartwatch Amazfit BIP ostatecznie wyzionął ducha musiałem zacząć szukać jego następcy. Dla użytkownika iPhone’a jest to praktycznie żaden dylemat – Apple Watch i długo, długo nic. Znaczy, można używać praktycznie każdego zegarka, który jest w stanie podłączyć się do telefonu za pomocą bluetooth. Dla bardziej aktywnych osób taki Garmin może być zdecydowanie bardziej atrakcyjną alternatywą. Ale to właśnie Apple Watch zapewni najwyższy poziom integracji z iPhone’m i w zasadzie tylko z nim, bo przecież nie działa z innymi systemami niż iOS.
Wybór padł na opcję rozsądną i budżetową, czyli Apple Watch SE drugiej generacji. Ten zegarek zapewnia w zasadzie wszystkie podstawowe funkcje Apple Watch’a i biorąc pod uwagę mój raczej stacjonarny tryb życia, jest w stu procentach wystarczający. Tym sposobem urządzeń Apple w moim posiadaniu było już trzy! A to nadal jeszcze nie koniec.
AirPodsy Pro – troche za drogo, ale warto
Całkiem niedawno zdecydowałem się na zakup AirPodsów, szukałem bowiem słuchawek dokanałowych z Aktywną Redukcją Hałasu, czyli ANC. W tym przypadku w ofercie Apple opcja jest tylko jedna – to AirPods Pro. Przyznam, że w tym przypadku już nie bawiłem się w półśrodki, choć alternatyw innych producentów miałem naprawdę sporo. Solidne słuchawki z ANC można dostać już za około 500-600 zł od takich producentów jak Sony czy Huawei. Nie żałuję jednak, bo AirPodsy wyróżniają się jedną rzeczą – pracują w ekosystemie!
Najnowszym nabytkiem rzeczonego ekosystemu Apple jest w moim przypadku przystawka Apple TV, którą dostałem od znajomego za przysłowiową butelkę wina. Jest to pierwsza generacja boxa z obsługą 4K i nadal działa bez zarzutu. Mój telewizor, a ja razem z nim, mogliśmy wreszcie spokojnie odetchnąć. Umówmy się, że jakość podzespołów w Smart TV z niższej i średniej półki, pozostawia wiele do życzenia, zwłaszcza w kontekście płynności i szybkości działania. Apple TV załatwiło temat definitywnie, a mówimy tutaj o używanym, 7-letnim sprzęcie!
Windows – ostatnia twierdza Billa Gates’a
Dobrze, ale przejdźmy teraz do tematu głównego. Jest to ostatni bastion, który dzielnie broni się przed ekspansją giganta z Cupertino. To laptop Lenovo Legion Y540, którego zakupiłem jakieś 4 lata temu i sądzę, że śmiało podziała drugie tyle. Pełni funkcję komputera stacjonarnego i tak też go traktuję. Absolutnie nie widzę potrzeby i motywacji, by zmienić go dziś, a tym bardziej, żeby zamienić go na MacBooka. Dlaczego? Argumentów jest tutaj kilka i zapewniam, że żaden z nich nie jest związany z przelewami od Billa Gates’a, które otrzymuję co miesiąc (żart):
Po pierwsze cena
Żeby kupić dziś najtańszego, nowego MacBooka spełniającego moje wymagania, musiałbym wydać około 9000 złotych za trzynastocalowego MacBooka Pro z procesorem M2 i dyskiem 512 GB. Prosta kalkulacja wskazuje, że to jest WIĘCEJ, niż wszystkie pozostałe sprzęty Apple, które kupiłem wcześniej (suma ich cen to około 8 tysięcy złotych). Mając w posiadaniu całkiem sprawny i wydajny komputer, nie jestem w stanie usprawiedliwić AŻ takiego wydatku.
Po drugie gaming
Druga sprawa, to gaming. Nie ukrywam, że trochę gram i choć ostatnio częściej robię to na Steam Decku, to gamingowy laptop również często służy mi do rozgrywki przy grze komputerowej. Nie oznacza to rzecz jasna, że na MacBooku nie jest to możliwe, ale to nadal nie jest platforma dedykowana stricte ku temu. Równanie jest tutaj bardzo proste: Gaming = Windows.
Po trzecie niezależność
Trzecią sprawą, choć zdecydowanie najbardziej subiektywną, jest jednak świadomość, że ten ostatni, ostateczny krok mam nadal przed sobą i tak naprawdę wcale nie muszę go podejmować. Zdaję sobie sprawę, że to by był swego rodzaju bilet w jedną stronę i z tej krainy pełnej nadgryzionych jabłek, już bym raczej nie wrócił, a przynajmniej powrót byłby bardzo trudny. Wyciągając nauki po kupnie iPhone’a, a trudno byłoby mi sobie teraz wyobrazić powrót do Androida, sądzę, że z MacBookiem byłoby podobnie.
MacBook jest w tym przypadku ostatecznym dopełnieniem ekosystemu i chyba jedyna rzecz, jakiej by mi brakowało do HomePod, ale w Polsce on większego sensu nie ma. To, co ewentualnie jedynie biorę pod uwagę w kontekście komputera, to kupno jakiegoś starego i używanego MacBooka Air poprzedniej generacji, który mógłby odgrywać rolę mobilnej stacji roboczej, ale… tutaj idealnie spisuje się mój iPad wrzucony w obudowę Logitech Combo Touch.
Zresztą… czy ten Windows jest aż tak zły?
Prawda jest też taka, że choć Jedenastka nie jest systemem idealnym to na odpowiednio mocnym sprzęcie, nawet średniej klasy i przy zachowaniu odpowiedniej higieny pracy, jesteśmy w stanie zapewnić płynność i stabilność systemu przez długi czas. To już nie są te czasy, w których MacOS był stawiany za wzór stabilności i niezawodności, bo konkurował z takimi systemami, jak Windows Vista czy Windows 7. Teraz konkurencja ze strony maszyn z Windowsem jest dużo mocniejsza.
Jeśli ktoś porównuje MacBooka z komputerem na Windowsie w cenie 2000 zł, to jasne – zwycięzca tego pojedynku może być tylko jeden. Ale to porównanie jest bez sensu. Taki na przykład podstawowy i najtańszy Macbook Air obecnej generacji kosztuje 6299 zł. Dokładnie tyle ile mój komputer gamingowy 4 lata temu. To są sprzęty różnej klasy, a inflacja zrobiła swoje, ale no kurde… nie spina mi się to pod żadnym względem.
Tak więc zadałem sobie proste pytanie. Co zyskam i ilę będę musiał poświęcić, by stać się fanboyem Apple na pełen etat? Kalkulacja wskazała mi, że nie warto.
Przynajmniej na razie.