Na niepokojące zachowanie czytników Kindle uwagę zwróciła Adrianne Jeffries, która na Twitterze podzieliła się zapisem swoich działań, które udało jej się „wyciągnąć” od Amazona poprzez ten formularz z pliku Devices.Kindle.Reading.Actions, który wraz z plikiem Devices.Kindle.ReadingSessions zawiera informacje o różnych aktywnościach. Amazon śledzi każde kliknięcie użytkowników swoich produktów – w przypadku Adrianne lista obfitowała w 90 tysięcy tapnięć. Do sprawy można podejść dwojako.
Amazon appears to be tracking every tap on Kindle. I just got my data back and there are 90K rows of this pic.twitter.com/wVCSXCTVwv
— Adrianne Jeffries (@adrjeffries) January 28, 2020
Wariant optymistyczny
Można założyć, że Amazon rejestruje aktywność użytkowników e-czytników tylko po to, aby uprzyjemniać im czytanie. Urządzenie wyświetla przeróżne statystyki czytelnicze w tym te, które informują o prognozowanym czasie ukończenia danego rozdziału lub książki na podstawie wcześniejszej aktywności czytelnika. W takiej sytuacji dane są zbierane w słusznej sprawie. Dlaczego jednak tego rodzaju dane są przechowywane tak długo i są wysyłane na serwery Amazona? Na opublikowanych zrzutach ekranu niektóre kliki pochodzą z 2018 roku.
Wariant pesymistyczny
Być może dane wysyłane na serwery Amazona są dodatkowo przetwarzane, aby poznać zwyczaje i preferencje czytelnicze użytkowników czytników Kindle. Dane tego rodzaju można rzecz jasna sprzedawać firmom trzecim. Trudno sobie wyobrazić, aby do zadania tak prostego jak obliczanie czasu potrzebnego na ukończenie lektury potrzebne było przechowywanie danych z kilku lat i wysyłanie ich na serwery firmy. Dlaczego informacje o kliknięciach prezentowane w tweecie są tak szczegółowe i zawierają informację o tym jaką akcję wykonano w danym momencie?
W sieci znalazły się już osoby wierzące w obie powyższe teorie. Pozostaje poczekać na oficjalne oświadczenie Amazona w tej sprawie.