Najpierw wytłumaczę niezorientowanym na czym polega efekt wypalania. Ze względu na swoją specyfikę działania, panele OLED bardzo nie lubią się z elementami wyświetlanymi długo w tych samych miejscach ekranu. Mam tu na myśli na przykład logotypy stacji telewizyjnych, czy też interfejs w Waszej ulubionej grze. W efekcie długotrwałego wyświetlania takich elementów, z czasem mogą być one widoczne na ekranie nawet wtedy, gdy nie są już na nim emitowane.
Nowa technologia Philipsa jest w stanie automatycznie wykryć elementy obrazu na stałe wyświetlane w tym samym miejscu za sprawą analizy grupy statycznych kolorów. Gdy urządzenie zorientuje się, że na ekranie widnieje logo lub innych nieruchomy element, przyciemni obszar ekranu zawierający potencjalnie „niebezpieczny” dla telewizora obrazek. Efekt przyciemnienia powinien być niemal niedostrzegalny dla widza, a eliminować prawdopodobieństwo wypalenia ekranu nawet o 95%.
Dobre wieści polegają na tym, że identyczną technologię może zastosować dowolny producent, choćby popularna firma LG. Specyfika budowy telewizora OLED sprawia, że urządzenie takie ma dokładnie tyle stref podświetlenia, co indywidualnych pikseli, które w dowolnym momencie może przygaszać. Liczymy na to, że konkurencja szybko dogoni Philipsa i również będzie w stanie już wkrótce zaoferować konsumentom nowe rozwiązania.
Telewizory wykorzystujące nową technologię nie trafiły jeszcze do sprzedaży. Pierwsze modele o zwiększonej żywotności powinny trafić na półki sklepowe w 2022 roku.