Konfiguracje laptopów, których należy unikać
Niejednokrotnie obiektem kpin bardziej świadomych użytkowników komputerów padają „gamingowe” laptopy z kiepskimi układami graficznymi, niedrogie notebooki multimedialne z procesorami Intel Atom lub Celeron, czy też niedostosowane do obecnie panujących realiów konstrukcje z 2 GB pamięci RAM. Jest jednak coś zdecydowanie gorszego od wszystkich wyżej wymienionych osobliwości – mowa o laptopach z 32 GB pamięci na dane.
Jeden z redaktorów naszego serwisu chciał niedawno pomóc swojej znajomej. Problem wydawał się trywialny: komputer znanej marki wciąż wyświetlał monit o konieczności zaktualizowania systemu Windows 10. Aktualizacja „nie działała”.
Przypominam, że system Windows 10 w wersji 32-bitowej wymaga 16 GB przestrzeni na dane, a obecny na zdecydowanej większości maszyn z Windowsem 10 system 64-bitowy potrzebuje 20 GB pamięci. W teorii, bo na dyskach komputerów nie znajduje się przecież tylko OS. Co się okazało? Że kobieta korzysta z laptopa z – a jakże – 32 GB pamięci. Nawet usunięcie danych czy programów nie zwolniło na tyle pamięci aby uzyskać wolne 8 GB, wymagane przez aktualizację.
Sprzedaż laptopów z 32 GB pamięci eMMC powinna być zakazana
Najtańsze laptopy kupują najczęściej osoby, których portfele nie są zbyt zasobne i które liczą się z każdą wydaną złotówką. Próżno wymagać od każdego, aby dysponował sporą wiedzą o komputerach i był ekspertem w kwestiach, które dla mnie i dla wielu z Was wydają się oczywiste. By konsument był świadom tego, że producent wciska mu laptopa, na którym poza systemem użytkownik zmieści jeszcze parę zdjęć i dwa filmy. Laptopa nie nadającego się tak naprawdę do żadnych działań. Pół biedy jeśli takie urządzenie oferuje dodatkową przestrzeń na dane w postaci gniazda na dysk. Gorzej, jeśli jego możliwości kończą się na pamięci eMMC.
Kuriozum jest sytuacja, w której dysk jest tak mały, że aby zaktualizować system należy podpiąć dodatkowy nośnik danych. Bez niego instalacja głównych aktualizacji Windowsa 10 jest po prostu niemożliwa. Gdzie tu miejsce na jakiekolwiek dodatkowe aplikacje? Dlaczego Microsoft nie interweniuje w tej sprawie, skoro rzutuje to bezpośrednio nie tylko na wizerunek firmy sprzedającej takiego wybrakowanego laptopa, ale także na producenta preinstalowanego oprogramowania? Skoro producenci sprzętu mają gdzieś klientów, to może to Microsoft powinien zwiększyć minimalne wymagania Windowsa 10, z czystej przyzwoitości?