Wielkie oczekiwania = wielka konsola
Gdy Sony ogłosiło wygląd nowej konsoli w sieci dosłownie zawrzało. Oczywiście ocenę wyglądu konsoli pozostawiam Czytelnikom, jednak czytając komentarze w sieci można było zauważyć wiele opinii, że design jest nieco przekombinowany i zbyt futurystyczny. Inną kwestią są same wymiary urządzenia – w dalszej części tekstu znajdziecie zdjęcia porównawcze z PS4, które pokazuje jakim monstrum jest PlayStation 5. Wróćmy jednak do samego unboxingu.
Konsolę otrzymaliśmy w słusznych rozmiarów kartonie, na którym nadrukowano najważniejsze informacje o samym sprzęcie. Sony chwali się tutaj obsługą 8K, 4K 120 fps czy HDR. Całość promowana jest hasłem „Graj jak nigdy wcześniej”. Na pudełku znajdziemy też informację o pojemności dysku: 825 GB.
Konsolę najlepiej otwierać na płasko gdyż ze środka trzeba wysunąć kolejny, mocniejszy karton. W środku znajdziemy:
- Konsolę PlayStation 5
- Kontroler bezprzewodowy DualSense
- kabel HDMI
- Kabel zasilający AC
- Kabel USB-A do USB-C
- Stojak do konsoli
Po wyjęciu PS5 z pudełka warto zajrzeć do instrukcji obsługi, gdzie przedstawiono szczegóły na temat montażu podstawy konsoli. Producent przewidział możliwość ustawienia jej w pozycji pionowej jak i poziomej. Specjalna podstawa wymaga regulacji, w zależności do tego, w jakiej pozycji będzie stała konsola. Mam wrażenie, że sprzęt został zaprojektowany z myślą o pionowej pozycji, a poziomy układ ucieszy osoby, które chcą wcisnąć sprzęt w szafkę RTV. Pod warunkiem, że jest wystarczająco duża. Wymiary PS5: wysokość: 390 mm, głębokość: 260 mm, szerokość: 104 mm.
Wygląd samej konsoli możecie ocenić po zamieszczonych zdjęciach. Pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że plastik nie jest idealnie biały, a wpada lekko w szarość. Pomimo sporych gabarytów całość wydaje się smukła za sprawą nieregularnych boków. Nie zabrakło też pewnych „smaczków”. Wprawne oko zauważy, że wewnętrzną część plastikowych boków pokryto fakturą, na której dostrzec można elementy charakterystyczne dla marki: krzyżyk, kółko, kwadrat, trójkąt… fajny dodatek. Co więcej, podobne rozwiązanie znajdziemy na kontrolerze DualSense (dokładnie na spodzie).
Efektowym elementem jest podświetlenie LED biegnące wzdłuż wewnętrznej krawędzi konsoli. Zmieniające się kolory sygnalizują oczywiście stan pracy PS5.
Na froncie znajdziemy niewielki włącznik zasilania i przycisk odpowiedzialny za wysuwanie płyt z napędu, port USB-A i USB-C. Tył jest nieco bogatszy: dwa porty USB-A, HDMI 2.1, Ethernet i gniazdo zasilania. Jest też zabezpieczenie Kensington Lock.
Na jakość wykonania całości nie można narzekać – obudowa wygląda na solidną. Newralgicznym elementem może być czarny połyskujący plastik, które z pewnością będzie zbierał zarysowania.
Kontroler bezprzewodowy DualSense
W zestawie z konsolą otrzymujemy zupełnie nowy kontroler DualSense. W porównaniu z DualShockiem z PS4, nowy pad wydaje się po prostu bardziej dorosły. Jest bardziej masywny i świetnie leży w dłoni. Przesiadka z DualShocka nie będzie jednak problematyczna – w moim przypadku pierwsze użytkowanie DualSense było wręcz intuicyjne i bezproblemowe.
Tekstura na spodzie składa się w rzeczywistości z niewielkich ikon kontrolerów PlayStation, o których wspominałem już wcześniej. Okrągły przycisk Home został zastąpiony wyciętym logo PlayStation. Otrzymaliśmy też dedykowany przycisk do włączania wbudowanego mikrofonu.
Sam kontroler jest po prostu większy od swojego poprzednika i jest to zaleta, bowiem lepiej dopasowuje się do dłoni. Uchwyty są nieco dłuższe niż w DualShocku co również poprawia chwyt. Kontroler jest też lepiej wyważony, co powinniśmy docenić szczególnie przy dłuższych rozgrywkach.
Mniej podoba mi się nieregularny przycisk z wyciętym logo PS, który znajduje się blisko przycisku mikrofonu.
DualShock z PS4 i DualSense z PS5
Więcej o samym kontrolerze napiszę w kolejnym materiale, tymczasem warto zauważyć, że fabrycznie zainstalowana gra Astro’s Playroom jest doskonałym polem ćwiczeń, aby zapoznać się z możliwościami DualSense.
PlayStation 5 to udana ewolucja
PS5 wygląda zupełnie inaczej od swojego poprzednika. Wróciły nieregularne kształty, a obudowa nie przypomina niczego od Sony, co widzieliśmy do tej pory. Włączając konsolę gracze, którzy przesiądą się z PS4 będą czuli się jednak „jak w domu”.
Jestem w stanie wybaczyć producentowi tak monstrualne gabaryty, jeżeli sprzęt będzie pracował cicho i wydajnie. Miniaturyzacja na siłę nie jest trafionym pomysłem, a próbują przekonać nas do tego producenci gamingowych laptopów upychając mocne podzespoły do niewielkich obudów. Efekt? Wiele z tych komputerów przy mocnym obciążeniu hałasuje niczym odkurzacz. Sony poszło inną drogą, miejmy zatem nadzieję, że zaimplementowany system chłodzenia, który jest sprawcą tak słusznych wymiarów, będzie spełniał swoją rolę.
Więcej o kulturze pracy konsoli, grach i samym interfejsie dowiecie się z naszych kolejnych artykułów.