Mimo że południowokoreański producent podjął globalną akcję wycofania i wymiany wadliwych smartfonów, giełda jest nieubłagana, a inwestorzy stali się bardzo ostrożni w kwestii obrotu akcjami spółki.
Wystarczyły dwa dni, aby cena akcji spadła aż o 11 proc., natomiast wartość Samsunga poszybowała w dół o 22 mld dolarów. Ta niekorzystna tendencja może się utrzymać jeśli wciąż będą pojawiały się alarmujące doniesienia, np. o eksplozji telefonu w rękach 6-latka, wybuchu pechowej słuchawki w samochodzie i innych nieszczęściach spowodowanych przez felerny telefon.
Dotychczas potwierdzono już ponad 30 wypadków, których bezpośrednią przyczyną były wadliwe Galaxy Note 7. Sytuacji Samsunga na pewno nie ratują działania czynników oficjalnych. Chodzi między innymi o komunikat Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA), agendy Ministerstwa Transportu Stanów Zjednoczonych, która zaleca pasażerom nieużywanie Galaxy Note 7 na pokładach samolotów.
Oczywiście Samsung wymienia każdy telefon przyniesiony do punktu sprzedaży i zapewnia, że nie istnieje zagrożenie kolejnymi usterkami, ale użytkownicy nie mają już tej bezgranicznej wiary i pewności. Obawy pogłębiają nerwowe, ponawiane apele Samsunga o wymianę Note 7, które przy okazji przypominają użytkownikom, że problem cały czas istnieje.
Być może od strat finansowych jeszcze poważniejsza jest utrata wizerunku i ograniczenie zaufania klientów. Samsung ma ponad 22-procentowy udział w globalnym rynku smartfonów. To potężny kawałek tortu, na którym łakomie spoglądają wciąż głodni sukcesu konkurencji Koreańczyków.
Źródło: blomberg.com