Czy streaming gier to faktycznie przyszłość cyfrowej rozrywki?

Aleksander PiskorzSkomentuj
Czy streaming gier to faktycznie przyszłość cyfrowej rozrywki?
Zamknięcie Google Stadia stało się w ostatnich tygodniach nie tylko sporym rozczarowaniem, ale również powodem do zastanowienia, w którym dokładnie kierunku największe marki chcą zmierzać z rozwojem swoich platform streamingowych. Zaledwie kilkanaście godzin temu swoje plany na przyszłość w zakresie gamingu ogłosił Netflix.

Tak, Netflix.

Jeśli tego typu przedsiębiorstwo widzi dla siebie szansę w segmencie streamingu gier, to oznacza tylko i wyłącznie, że tort do podziału jest naprawdę spory. Kto weźmie z niego największy kawałek?

Netflix wchodzi coraz mocniej w segment gier

Już od kilku miesięcy firma jasno wskazywała na to, że jej zainteresowanie rynkiem gier rośnie. W tym wypadku mieliśmy do czynienia z produkcjami przeznaczonymi stricte na urządzenia mobilne. Netflix zrobił krok do przodu i poinformował, że jego ambicje nie kończą się tylko na ekranach smartfonów i tabletów. Firma będzie chciała wziąć się za pełnoprawne produkcje przeznaczone na wszystkie urządzenia, które są kompatybilne ze wspomnianym serwisem.

Komentarze, które pojawiają się w sieci wskazują na to, że Netflix będzie chciał poruszać się w segmencie podobnym do tego, który okupuje obecnie Microsoft ze swoją usługą Xbox Game Pass. Warto wspomnieć, że gigant z Redmond udostępnił możliwość grania w produkcje w ramach abonamentu przy pomocy specjalnej aplikacji przeznaczonej na telewizory – nie trzeba już nawet posiadać konsoli, aby móc spędzić trochę czasu w wybranych tytułach. Czy właśnie dokładnie tego chce Netflix? Wszystko na to wskazuje.

cloudgaming3
fot. Google

 

Sporo pułapek

Na Netflixa czeka jednak sporo pułapek, które będą pojawiały się po drodze. Serwisy streamingowe związane z grami proponują różne modele biznesowe. Ten, który teoretycznie miał sprawić, że Google Stadia wygra z konkurencją nie wypalił. Stadia oferowała bowiem zarówno tytuły w pełnej cenie, jak i model subskrypcyjny. A te obie rzeczy w dzisiejszej rzeczywistości bardzo trudno połączyć – szczególnie, że sami klienci są coraz bardziej przyzwyczajeni do ponoszenia jednej, stałej miesięcznej opłaty za dostęp do serwisu.

Drugą (i w mojej opinii) największą pułapką jest stworzenie samej infrastruktury oraz możliwości, które pozwolą graczom na bezproblemową rozrywkę. A z tym bywa delikatnie mówiąc… różnie. Warto też pamiętać, że oprócz samych serwerów i możliwości serwisu równie istotne jest połączenie internetowe odbiorcy.

Już sam przykład GeForce Now od NVIDII pokazuje, jak istotne jest stabilne łącze internetowe (zarówno w zakresie pobierania, jak i wysyłania) w przypadku serwisów streamingowych związanych z grami. Nikt przecież nie lubi lagów, prawda? I wreszcie, ostatnim z problemów może okazać się chociażby polityka Apple i App Store. Wystarczy przypomnieć sobie, jak duże problemy miał Microsoft z uruchomieniem swojego Xbox Cloud Gaming właśnie przez Apple i wymagania stawiane przez firmę Tima Cooka.

 

Co czeka nas w przyszłości?

Firma analityczna Newzoo przewiduje, iż cloud gaming będzie warty miliardy dolarów. W 2020 roku wartość rynku gier w chmurze wynosiła około 635 milionów dolarów. W 2023 roku przekroczy ona 5 miliardów dolarów. W 2024 z kolei z cloud gamingu ma korzystać 60 milionów osób na świecie. Te liczby faktycznie mówią za siebie i pokazują, jak duży potencjał tkwi w streamingu gier. Nawet jeśli jeszcze wszystkie z usług nie radzą sobie za bardzo w kwestii marketingu.

Wielu analityków zwraca również uwagę na to, iż o finalnym sukcesie cloud gamingu zdecyduje dostępność gier dla użytkowników oraz zdolność firm do pozyskiwania graczy do swoich serwisów. A tutaj możliwości jest mnóstwo. Wyobraźmy sobie możliwości grania nie tylko na naszych komputerach osobistych, ale również na lotniskach, w hotelach i w zasadzie wszędzie tam, gdzie będzie dostęp do szybkiego połączenia z internetem oraz dowolnego wyświetlacza.

Czy więc streaming gier to przyszłość rozrywki? W mojej opinii tak.

A w Twojej?

Udostępnij

Aleksander PiskorzDziennikarz technologiczny - od niemal dekady publikujący w największych polskich mediach traktujących o nowych technologiach. Autor newslettera tech-pigułka. Obecnie zajmuje się wszystkim co związane z szeroko pojętym contentem i content marketingiem Jako konsultant pomaga również budować marki osobiste i cyfrowe produkty w branży technologicznej. Entuzjasta sztucznej inteligencji. W trybie offline fan roweru szosowego, kawy specialty i dobrej czekolady.