Amerykańskie wydawnictwa rozpoczęły wojnę z kultową biblioteką cyfrową – mowa rzecz jasna o Internet Archive, bazie danych istniejącej już od wielu lat. Podczas odbywającego się niedawno procesu orzeczono o winie jej twórców, którzy mieli dopuścić się zaniedbań w zakresie dbałości o prawa autorskie przechowywanych treści. Planowane jest oczywiście złożenie stosownego odwołania, lecz szanse na powodzenie akcji są dosyć niskie. Spójrzmy na sprawę z bliska.
Internet Archive ma poważne problemy
Internet Archive to amerykańska organizacja non-profit, która powstała już w 1996 roku. Od tamtego czasu nieustannie gromadzi i udostępnia zasoby w postaci cyfrowej – ich łączny rozmiar szacuje się na ponad 70 petabajtów, więc mówimy o ogromnym składowisku informacji. Na stronie znajdziemy archiwalne wersje stron WWW, przestarzałe oprogramowanie, liczne filmy, książki czy nagrania programów telewizyjnych. Główną misją archiwum jest próba „zachowania wszystkich elektronicznych śladów pozostawionych przez kulturę i utworzenie biblioteki internetowej dla badaczy czy historyków.
Przyszłość projektu jest jednak zagrożona – tak przynajmniej wynika z orzecznictwa sędzi federalnego. Czterech dużych wydawców (Hachette, HarperCollins, John Wiley & Sons oraz Penguin Random House) z USA złożyło bowiem swego czasu pozew o naruszenie praw autorskich przez cyfrową bibliotekę. Stało się to niedługo po wdrożeniu funkcji National Emergency Library (NEL) na początku pandemii, która pozwalała na wypożyczenie dowolnej liczby kopii e-booków, z tym limitem, że dostęp do materiału wygasał po upływie dwóch tygodni. Wcześniej działało to na zasadzie CDL (controlled digital lending), gdzie rozpowszechniano dokładnie tyle egzemplarzy, ile było na stanie biblioteki. Dlatego też występowały długie listy oczekiwania na dostęp do konkretnych pozycji.
Źródło: wł.
Zmianę koncepcji argumentowano nagłym zamknięciem fizycznych bibliotek i szkół z powodu wybuchu pandemii koronawirusa. Internet Archive doczekał się pierwszego pozwu już w czerwcu 2020 roku, a wkrótce potem NEL zostało zamknięte. Teraz sprawa ma swoją kontynuację – sędzia federalny z Sądu Okręgowego na Manhattanie uznał, że cyfrowe archiwum „produkowało dzieła pochodne, które wymagały zgody właścicieli praw autorskich”. Oczywiście jego twórca się z tym nie zgadza i już zapowiedział odwołanie się od tej decyzji, gdyż „jest ona ciosem dla wszystkich bibliotek i społeczności, którym służymy”.
Jak możemy wyczytać na oficjalnej stronie projektu:
Decyzja sądu krzywdzi również autorów, twierdząc, że nieuczciwe modele licencjonowania są jedynym sposobem, aby ich książki mogły być czytane online. Będziemy nadal walczyć o prawo bibliotek do posiadania, wypożyczania i przechowywania książek, a także odwoływać się od wyroku Będziemy kontynuować naszą pracę jako biblioteki. Ta sprawa nie kwestionuje wielu usług, które świadczymy za pomocą zdigitalizowanych książek, takich jak wypożyczanie międzybiblioteczne, łączenie cytatów, dostęp dla osób niepełnosprawnych, eksploracja tekstów i danych, zakup książek elektronicznych oraz stałe przekazywanie i ochrona książek.
Wygląda więc na to, że korporacyjni wydawcy chcą zagrozić treściom udostępnianym na Internet Archive. Jeśli wszystko pójdzie źle, to możemy doczekać się końca tego przedsięwzięcia – oby nie.
Źródło: Internet Archive