Do przekazania mężczyzny nigdy jednak nie doszło, bowiem światło dzienne ujrzały kontrowersyjne informacje związane z samym zatrzymaniem. Rozpoczęła się prawnicza batalia.
Sąd w Nowej Zelandii zbadał szereg zastrzeżeń ekstrawaganckiego przedsiębiorcy. Prawnicy Kima wykazali, iż ze względów formalnych sam nakaz przeszukania rezydencji mógł być nieważny. Ponadto ich klient miał być nielegalnie szpiegowany przez służby bezpieczeństwa na prośbę strony amerykańskiej. Tę opinię potwierdził później specjalny rządowy raport. Sprawa przeciągnęła się o kolejne miesiące, gdyż sąd, choć ostatecznie uznał ważność nakazu to jednak przyznał, iż przekazanie danych z dysków twardych Kima do USA było nielegalne.
Jak donosi New Zeland Herald, pomimo tych wszystkich wątpliwości, sąd ostatecznie orzekł, że twórca Megaupload może być poddany procedurze ekstradycji do Stanów Zjednoczonych. Czy jest to, więc koniec sądowej batalii przed nowozelandzkim wymiarem sprawiedliwości?
Nic bardziej mylnego. Kim Dotcom od razu po ogłoszeniu wyroku zapowiedział, że będzie się od niego odwoływał i walczył dalej o swoje prawa. Sprawa jest o tyle ciekawa, bowiem sam Dotcom jest przecież obywatelem Niemiec a nie USA. To jednak rząd amerykański postawił sobie za cel, aby osądzić go za łamanie praw autorskich.
Źródło: Dziennik Internautów / Zdjęcie: Gizmodo