Naturalnym jest, że im więcej tego typu akcji kończy się powodzeniem, tym więcej osób próbuje powtórzyć ich sukces. W związku z tym, każdego dnia powstają dziesiątki, jeśli nie setki, wirtualnych walut o różnych, chwytliwych nazwach. Wygląda na to, że do grona tych, które odniosły sukces, dołączył właśnie Omicron, czyli token o takiej samej nazwie, co wykryty niedawno wariant koronawirusa.
W ten weekend kryptowaluta OMIC osiągnęła w szczytowym momencie wartość 689 dolarów, notując tym samym wzrost aż o 900 procent względem historycznego minimum. Aktualnie, cena OMIC spadła i wynosi 353 dolary.
Obiecujący projekt czy scam?
W przeciwieństwie do większości kryptowalut o „clickbaitowych” nazwach, Omicron, przynajmniej w teorii, jest projektem, który ma jakiś konkretny cel i założenia.
Omicron to zdecentralizowany protokół dostępny w sieci Arbitrum1 oparty na tokenie OMIC. Każdy token OMIC jest zabezpieczony aktywami (np. USDC, OMIC-MIM LP) w rezerwie OMIC, co daje mu wewnętrzną wartość, która zapobiega drastycznym spadkom – możemy przeczytać na oficjalnej stronie.
Można by pomyśleć, że zbieżność nazw jest przypadkowa, jednak podejrzenia wzbudza fakt, że Omicron pojawił się w sieci zaraz po tym, jak do opinii publicznej dotarły pierwsze informacje o nowej afrykańskiej mutacji. Strona projektu, social media oraz dokumentacja także wydają się być tworzone „na szybko”. Jest więc duża szansa, że to kolejny sprytnie nazwany token, którego jedynym celem jest zebranie jak największych funduszy w krótkim czasie, a ostatecznie, jedyną osobą która na nim zarobi, będzie jego twórca.
Źródło: Coindesk / fot. tyt. Unsplash / Yiorgos Ntrahas