Naprawił Teslę za 700 dolarów. Firma chciała zrobić to samo za 16 tysięcy

Aleksander PiskorzSkomentuj
Naprawił Teslę za 700 dolarów. Firma chciała zrobić to samo za 16 tysięcy
Serwisowanie samochodów elektrycznych to u niektórych temat tabu. Sama gałąź serwisu związana z tymi pojazdami dopiero się rozwija. Jak jest w przypadku Tesli? Nowy przykład, który pojawił się w sieci pokazuje, że nie zawsze warto ufać cennikowi producenta. Na nim mógł się przejechać jeden z użytkowników, który postanowił naprawić swój samochód uszkodzony w wyniku uderzenia w śmieci leżące na drodze.

Tesla przekazała, iż naprawa pojazdu będzie kosztowała 16 tysięcy dolarów. Okazało się, że właściciel naprawił usterkę za około 700 dolarów.

Skąd wzięła się taka różnica ceny serwisu?

Standardowa Tesla Model 3 wykorzystuje napęd na tylne koła – firma daje jednak możliwość wykorzystania innej wersji, z napędem na wszystkie koła. Jednostka napędowa znajduje się w tym przypadku z przodu, obok akumulatorów. Układ chłodzenia przebiega przez całą długość samochodu i łączy się z akumulatorem za pomocą specjalnego złącza.

Właściciel Modelu 3, który zgłosił się do serwisu stał się ofiarą wycieku płynu chłodzącego na samym łączeniu akumulatora z systemem chłodzenia. Tesla nie zaoferowała naprawy usterki i zamiast tego producent zasugerował całkowitą wymianę akumulatorów – cena takiej usługi to około 16 tysięcy dolarów.

Serwis Electrified Garage zdiagnozował problem i znalazł tańsze rozwiązanie. Za pomocą mosiężnego łącznika dostępnego w praktycznie każdym sklepie z narzędziami udało się naprawić przeciek. Finalnie właściciel Modelu 3 zapłacił za naprawę nie 16 tysięcy, a 700 dolarów.

Tesla nie skomentowała całej sprawy i można spodziewać się, że raczej nie zobaczymy oficjalnego wyjaśnienia sytuacji ze strony firmy Elona Muska.

Naprawa aut elektrycznych w przyszłości będzie musiała podlegać tym samym prawom, co chociażby smartfony oraz inne sprzęty wykorzystujące akumulatory litowo-jonowe. Obecnie serwis wspomnianych pojazdów jest drogi i zapewne taki pozostanie jeszcze przez dłuższy czas.

Trzeba jednak przyznać, że 700 a 16000 to pewna różnica. I to już taka, która znajduje się na granicy przesady.

Źródło: YouTube / fot. Cam Bradford – Unsplash

Udostępnij

Aleksander PiskorzDziennikarz technologiczny - od niemal dekady publikujący w największych polskich mediach traktujących o nowych technologiach. Autor newslettera tech-pigułka. Obecnie zajmuje się wszystkim co związane z szeroko pojętym contentem i content marketingiem Jako konsultant pomaga również budować marki osobiste i cyfrowe produkty w branży technologicznej. Entuzjasta sztucznej inteligencji. W trybie offline fan roweru szosowego, kawy specialty i dobrej czekolady.