Na stole leży 2,8 miliarda dolarów i 9 proc. udziałów w Twitterze. Patrząc jednak na to, co dzieje się w kuluarach jest bardzo prawdopodobne, że to jeszcze nie koniec.
Elon staje się największym udziałowcem
Elon Musk złożył dokumenty, z których wynika, iż amerykański miliarder za niecałe 3 miliardy dolarów nabył ponad 75 milionów akcji Twittera – tym samym stając się jego największym udziałowcem. Na samą wieść o tym, że Musk zaczął “dobierać się” do Twittera, akcje serwisu skoczyły o 20 proc. W sieci zaczęły równocześnie pojawiać się plotki na temat tego, co dokładnie zrobi Elon Musk z Twitterem.
Sam zainteresowany opublikował nawet ankietę na temat przycisku edycji – długo wyczekiwanej funkcji przez użytkowników. Dzień później opisywana platforma przyznała, że faktycznie rozwija taką opcję i ma zamiar wprowadzić ją jeszcze w 2022 roku.
Przypadek? Nie sądzę.
fot. Unsplash.com
Musk niby dołącza do zarządu, ale jednak nie
Sprawy zaczęły komplikować się jeszcze bardziej zaledwie kilkanaście godzin później. Najpierw Elon Musk jako największy udziałowiec Twittera miał dołączyć do zarządu i zasiąść przy stole z najważniejszymi ludźmi w Twitterze. Kolejne kilkanaście godzin później okazało się to nieprawdą. Dlaczego? Dlatego, że Musk sam zrezygnował z wejścia do zarządu Twittera.
Co się dzieje? Nie do końca wiadomo. Twitter to spółka notowana na giełdzie i musiała wydać jakiś komunikat w tej sprawie – i tak faktycznie się stało. O sytuacji poinformował CEO Twittera Parag Agrawal twierdząc, że Elon Musk nie chciał zasiąść w zarządzie Twittera. Jeśli żadne oświadczenie nie ujrzałoby światła dziennego, Twitter mógłby zostać oskarżony o manipulację. A takie sytuacje podpadają już mocno pod amerykańską Komisję Papierów Wartościowych i Giełd.
Co ciekawe, w dokumentach SEC pojawia się komentarz, iż Elon Musk może wyrażać swoje poglądy wobec zarządu Twittera m.in za pośrednictwem mediów społecznościowych lub “innych kanałów”.
I miliarder afrykańskiego pochodzenia faktycznie zaczął to robić.
— Elon Musk (@elonmusk) April 7, 2022
Czy chodzi tylko o soft power?
Potencjalne dołączenie Elona Muska do zarządu Twittera spotkało się z ogromną krytyką ze strony pracowników platformy. To, że miliarder faktycznie do niego nie wejdzie może przyprawiać o ulgę, ale… nie do końca.
Obecnie Elon Musk będzie mógł swobodnie nabyć kolejne akcje i osiągnąć maksimum ich możliwego posiadania – 14,9 proc. Im więcej udziałów, tym większa moc i zdolność do wywoływania konkretnych zdarzeń. Wszyscy wiemy, jak bardzo ekscentryczny jest amerykański miliarder i znamy historię niektórych z jego postów na Twitterze. Wybrane z nich przyprawiły Muska o prawdziwe kłopoty – został on oskarżony między innymi o manipulowanie giełdą w przypadku akcji Tesli.
Musk staje się więc obecnie swoistym cieniem, który będzie widoczny praktycznie przy każdej, kolejnej decyzji portalu.
A w mojej opinii Elon potrzebuje teraz swojego medium bardziej niż zwykle.
fot. Edgar Moran – Unsplash.com
Co przyniesie przyszłość?
Parag Agrawal w swoim liście do pracowników twierdzi, że zarząd Twittera będzie “otwarty na wkład Elona Muska” w dalszy rozwój serwisu. Już teraz wiemy, że tego wkładu będzie sporo – o ile na poważnie można brać niektóre z postów Muska na Twitterze.
Właściciel SpaceX i Tesli poinformował, iż na razie nie ma zamiaru kupować większej ilości akcji, ale zastrzega sobie prawo do zmiany swoich planów w dowolnym momencie, jeśli uzna to za stosowne.
Jedno jest pewne: Twitter znalazł się w rękach Elona bardziej niż dotychczas. Plotki dotyczące stworzenia własnej sieci społecznościowej przez Muska można schować do szuflady.
No bo przecież… po co tworzyć swoją platformę od zera jeśli można praktycznie z marszu wejść do swojej ulubionej?