Chłonny rynek, uśpiona czujność
Ameer oraz Raees Cajee to bardzo młodzi biznesmeni (21 i 19 lat), którzy w Republice Południowej Afryki są bardzo dobrze znani. Ich firma w dwa lata stała się lokalnym liderem, jeśli chodzi o handel kryptowalutami, a oni sami cieszyli się dzięki temu niemałą popularnością. Dzięki swojej pozycji, ich projekt z czasem nabierał wiarygodności, a do inwestowania przez platformę Africrypt dołączali nawet celebryci.
Trzeba przyznać, że bracia Cajee mieli wyjątkowo sprzyjające warunki – afrykański rynek kryptowalut przeżywał w ostatnim czasie rozkwit, a cena bitcoina w ostatnich miesiącach szybowała w górę. To napędzało obrót, który osiągnął rekordowe liczby, nakręcając klientów na nowe inwestycje. Wszystko wydawało się działać idealnie, aż do kwietnia tego roku.
Pod przykrywką włamania
W połowie kwietnia jeden z braci Cajee rozesłał do inwestorów maila, w którym poinformował o rzekomym ataku hakerskim. W jego wyniku miało zostać wykradzionych część środków z portfeli, które jednak właściciele giełdy mieli próbować odzyskać. To oczywiście mocno zaniepokoiło klientów, szczególnie, że w wiadomości wspomniano o tym, że wszelkie działania prawne z inicjatywy inwestorów tylko skomplikują sprawę i nie ma sensu ich podejmować.
Osoby, które na kontach Africrypt miały zgromadzone duże aktywa oczywiście od razu nabrały podejrzeń i skontaktowały się z kapsztadzką kancelarią Hanekom Attorneys, która od tego momentu reprezentuje stronę poszkodowanych. Prawnicy, wraz ze służbami państwowymi zaczęli przyglądać się sprawie. Niedługo potem strona Africrypt zniknęła z sieci, a kontakt z właścicielami platformy całkowicie się urwał.
W wyniku śledztwa odkryto, że skradzione bitcoiny zostały wyprowadzone z firmy tydzień przed rzekomym włamaniem, a bracia Cajee uciekli do Wielkiej Brytanii.
Raczej nie ma szans na happy end
Mimo zaangażowania w sprawę wielu instytucji i wyspecjalizowanych służb, odnalezienie skradzionych bitcoinów jest w zasadzie niemożliwe. Poza utrudniającym śledzenie, zdecentralizowanym charakterem sieci, sprawcy użyli też miksera kryptowalut, czyli systemu, który skutecznie ukrywa pochodzenie wirtualnych środków.
Co ciekawe, wyciągnięcie prawnych konsekwencji i odzyskanie aktywów może być dodatkowo utrudnione, bo w RPA kryptowaluty nie są regulowane i oszustwa z nimi związanego nie można podpiąć pod prawo finansowe.
Źródło: coingeek.com, bloomberg.com / fot. tyt. Unsplash