Nowe przepisy dotyczące cyberbezpieczeństwa nakładają na każdego chińskiego internautę obowiązek korzystania z sieci pod swoim prawdziwym imieniem oraz nazwiskiem. Surowo zabroniona jest działalność prowadzona w internecie, które może zostać zinterpretowana przez władze, jako nastawiona przeciwko „jedności narodowej”, „obowiązującemu porządkowi socjalistycznemu” czy też „szkodzenie ekonomicznemu bezpieczeństwu państwa”.
Jak widać są to bardzo szerokie kategorie, w których łatwo może dojść do nadużyć. Przy okazji chińska władza zabroniła również promowania hazardu oraz pornografii. Sprzeczne z przepisami jest nawet publikowanie nieautoryzowanych przez partię opowiadań, w których można przeczytać o scenach seksu osób homoseksualnych.
To jednak nie koniec. Wszystkie podmioty gospodarcze, które prowadzą działalność na terenie Chin i przechowują dane internautów Państwa Środka, muszą przechowywać zebrane informacje na serwerach, które fizycznie znajdują się w Chińskiej Republiki Ludowej. Zapewne też wiele firm może być zmartwione przepisami, które obligują je do pomocy i wsparcia technicznego chińskiego rządu.
Co oznacza w praktyce? Na przykład, jeśli służby bezpieczeństwa poproszą Apple o odblokowanie iPhone’a, nie będzie raczej sensu oddawać sprawy do tamtejszego sądu, tak jak miało to miejsce w przypadku FBI. Można sobie również wyobrazić sytuację, w której chińskie władze zwrócą się wprost do producentów sprzętu o stworzenie dla nich odpowiednich luk w zabezpieczeniach.
Jak widać władze w Pekinie czują się bardzo pewnie i postanowiły dać temu wyraz w nowym prawodawstwie. Wątpliwe również, aby ugięły się pod protestami międzynarodowej społeczności, a takich zapewne możemy oczekiwać w najbliższym czasie.
Źródło/Zdjęcie: Tech Crunch