Zobacz także: Uważajcie na umowy zawierane telefonicznie. Oto moja historia
Przepisanie umowy z osoby prywatnej na firmę w Orange
Mój tegoroczny „problem” był odrobinę bardziej złożony niż ostatnio, przynajmniej początkowo, bowiem chciałem „przepisać” umowę z osoby prywatnej na firmę po jej zakończeniu. Jestem użytkownikiem pakietu Orange Love mini (telefon + internet), co jest ważne z punktu widzenia wpisania numeru NIP na umowę. Moja umowa wygasała 7 lipca tego roku, a pierwsi konsultanci Orange dzwonili do mnie już w marcu z propozycją przedłużenia umowy. Każdego z dzwoniących informowałem o tym, że chcę skorzystać z usług firmowych Orange. Uzyskałem podpowiedź, aby skontaktować się z Orange na trzy miesiące przed zakończeniem umowy dla klienta indywidualnego – wtedy będzie można „podziałać w temacie”.
Otóż nie można było.
Gdy zadzwoniłem do Orange dowiedziałem się, że w celu „przepisania” umowy na firmę muszę udać się do salonu Orange, mniej więcej na miesiąc przed wygaśnięciem umowy. Tam będzie można „rozpakietować” usługi, a następnie podpisać cesję umowy. Tę informację uzyskałem od trzeciego lub czwartek konsultanta. Nie jest rzeczą istotną od którego z kolei, bo straciłem rachubę. Ważne jest to, że 4 czerwca 2022 roku udałem się do salonu Orange. Dla porządku powiem, że był to salon w Sosnowcu.
Mam nadzieję, że w tym momencie wszelkie „heheszki” z Sosnowca mamy już za sobą, przejdę zatem do konkretów.
W salonie przedstawiłem miłej pani swoje potrzeby. Chciałem kontynuować umowę z Orange, utrzymać aktualny numer telefonu oraz nie zaliczać żadnych w przerw w dostawie usługi internetowej, z której korzystam w swojej pracy. Dodatkowo chciałem, aby moja dotychczasowa umowa z dniem zakończenia stała się umową zawartą na moją firmę. Duże wymagania? Najwyraźniej.
Pani podrapała się po głowie i stwierdziła, że to niemożliwe. Powtórzyłem zatem słowa konsultanta Orange, który przez telefon mówił o rozpakietowaniu usług i cesji umowy. Słowo „cesja” okazało się kluczowe, pracownica Orange podłapała temat, a chwilę później spisywałem cesję umowy – oczywiście sam ze sobą. Na kartce papieru podałem swoje dane, dane firmy, złożyłem podpis, podziękowałem i opuściłem salon. Miałem nadzieję, że sprawa została załatwiona.
Orange jest doskonałe w jednym: w milczeniu
Podobnie jak dwa lata temu Orange postanowiło zbyć mnie milczeniem. Minął miesiąc, a umowa na czas określony po 7 lipca przekształciła się w umowę na czas nieokreślony. Po złożonej przeze mnie dyspozycji nie było śladu. Nie widziałem jej w aplikacji Mój Orange, ani na stronie internetowej. Gdy dostałem rachunek, postanowiłem zadzwonić do Orange. To kluczowe: rachunku nie zapłaciłem w okresie od otrzymania do wykonania połączenia. Wciąż nie przekroczyłem terminu płatności.
Dodzwoniłem się do konsultantki, która stwierdziła, że zlecenia sesji nie ma w systemie. Zostałem poinformowany, że zlecenie przeniesienie umowy mogło zostać odrzucone automatycznie, gdyż na koncie widniała zaległość w płatności. Drogie Orange, nie sądzicie, że klienta WYPADA POINFORMOWAĆ o tym, że odrzuciło się jego żądanie z powodu X lub Y? Jednocześnie zostałem zapewniony, że przepisanie takiej umowy na firmę może nastąpić drogą telefoniczną. Trudno mi było w to uwierzyć, ale pytałem dwa razy (Ania mi świadkiem) i usłyszałem dwukrotne potwierdzenie, że wszystko załatwię bez wycieczki do salonu. Być może do konsultantki nie dotarło, że jestem użytkownikiem pakietu Orange Love.
Jeden konsultant mówi tak, inny inaczej. To standard w Orange
Oczywiście po wykonaniu połączenia usłyszałem to, czego bałem się usłyszeć: „nie załatwimy tego przez telefon”.
Zrezygnowany zapytałem więc o to, czy muszę znowu iść do salonu. Odpowiedź była twierdząca. Zapytałem o to, jaką mam gwarancję, że tym razem moja dyspozycja zostanie zrealizowana, skoro ostatnia wycieczka do salonu skończyła się fiaskiem, a Orange udaje, że dokumentów ode mnie nigdy nie otrzymało. Konsultantka zareagowała lekkim poirytowaniem, co dało się wyczuć w tonie jej głosu i nawet jej się nie dziwię. Dlaczego miałaby odpowiadać za błędy innych lub te na poziomie firmy?
Gdy dzień lub dwa później z ciekawości napisałem w tej sprawie do konsultanta na czacie, przeprosił mnie za sytuację z salonu i poinformował, że cesja nie mogła zostać uznana, bowiem nie da się dokonać cesji umowy Orange Love na firmę. Usługi trzeba rozpakietować, ale to wiąże się z kolei z wyłączeniem internetu i dobranie go oddzielnie do numeru, który będzie przepisany na firmę. Z każdą kolejną rozmową dowiadywałem się czegoś nowego. Ten konsultant akurat wydawał się mieć pełnię racji. Czy ją miał? Nie dowiem się.
Nie to nie
Po chwili zastanowienia stwierdziłem, że nie będę korzystał z usług firmowych w Orange, skoro Orange piętrzy przede mną takie przeszkody. Niestety, ale obsługa klienta na etapie przedłużania umowy jest dramatycznie zła, o ile chce się załatwić cokolwiek spoza schematu „przedłużamy na dotychczasowych warunkach”. Przekonałem się o tym kolejny raz z rzędu. Nie chce mi się tracić czasu w salonie, tak po prostu. Każda wycieczka do salonu to dla mnie strata czasu – nie mam żadnej pewności, czy wizyta w nim nie skończy się tak, jak poprzednio.Nie chce mi się też denerwować kolejnymi wpadkami po stronie Orange. Pozostanę z Orange jako klient indywidualny. Dlaczego mimo tylu wpadek? Bo z usług jestem zadowolony. Poza tym…
Cena. Do tej pory za pakiet Orange Love mini płacę 89 złotych przy umowie na czas nieokreślony. Podpisanie nowej umowy na firmę lub przedłużenie pakietu na dotychczasowych warunkach wiązałoby się… z koniecznością poniesienia większych opłat miesięcznych.
A może by jednak…
Mimo wszystko pod wpływem impulsu podjąłem decyzję o zalogowaniu się na stronie do serwisu Mój Orange i sprawdzenia jakiejś nowej, droższej oferty na przedłużenie umowy. Uznałem, że mogę dopłacić za łączność 5G (dlaczego za takie rzeczy trzeba dopłacać?!) oraz pakiet programów telewizyjnych. Gdy byłem już zdecydowany na płacenie Orange większych pieniędzy i zacząłem przeklikiwać się przez kolejne opcje, oczy me ujrzały komunikat o tym, że tej sprawy i nie załatwię przez internet i muszę skontaktować się z Orange telefonicznie lub udać do salonu.
Opadły mi ręce.
Dziś w chwili publikacji artykułu opcja przedłużenia umowy przez internet zaczęła działać, ale okazało się, że pod moim adresem… nie mogę podpisać umowy na internet o prędkości do 600 Mb/s, mimo że teraz taką właśnie posiadam. To ciekawy smaczek, bo prędkość internetu nie przekracza u mnie 320 Mb/s, więc Orange podchodzi do sprawy uczciwie. Pytanie brzmi: dlaczego nie stosowano podobnego ograniczenia wcześniej?
PS w aplikacji Mój Orange dalej widnieje mój stary numer telefonu, który z konsultantem mniej więcej dwa lata temu zmieniałem na nowy. Nowy działa najpewniej w odniesieniu do kilku elementów w systemie, a stary widnieje w kilku innych. Nie mogę przez to załatwić online wielu spraw. To *kolejna* sprawa, w której kolejny raz muszę skontaktować się z Orange.
Epilog
Wnioski? Każdy niech wyciągnie własne. Moje są następujące:
1. Pięciu pracowników Orange jest w stanie przedstawić sześć odmiennych poglądów na postępowanie w danej sprawie.
2. Aplikacja Mój Orange działa fatalnie.
3. Orange ma problem ze szkoleniami pracowników albo z samymi pracownikami.
Zaznaczam, że nie mam pretensji do żadnego z pracowników Orange – każdy chciał pomóc tak, jak tylko był w stanie. Jestem po raz kolejny zdumiony, że mam do załatwienia w gruncie rzeczy bardzo prostą sprawę i nie mogę jej załatwić. Jestem też wściekły, że Orange bierze ode mnie dane, podpis i udaje, że dana czynność (próba wykonania cesji umowy) w ogóle nie miała miejsca. Może by tak powiadomić klienta o tym, że pismo zostało odrzucone i zaproponować rozwiązanie? Dwa lata temu sytuacja wyglądała analogicznie w innej sytuacji.
Obawiam się, że takich historii jak moja są tysiące. Orange, zmieńcie to.
Źródło: mat. własny