O kontrowersyjnym podatku od transferu danych w sieci pisaliśmy już wcześniej. Każdy internauta na Węgrzech miał płacić 150 forintów, czyli około 2 złotych, od każdego ściągniętego gigabajta danych. Później rząd zapowiedział, iż zostanie wprowadzona górna miesięczna granica opłaty na poziomie 700 forintów dla osób fizycznych i 5000 dla przedsiębiorstw. Na nic jednak się to nie zdało, ludzie wyszli masowo protestować na ulice.
Jak widać politycy na Węgrzech, nie wyciągnęli wniosków z doświadczeń swoich polskich kolegów. Na początku tygodnia w Budapeszcie protestowało około 10 tys. osób. Premier Węgier zdawał się ignorować taką rzeszę ludzi. Słów krytyki nowemu podatkowi nie szczędzili również przedstawiciele Unii Europejskiej. Kiedy jednak w ostatnich dniach negatywne opinie przybrały w mediach na sile, a na ulicę Budapesztu wyszedł 100 tys. tłum, rządzącej partii nie pozostało nic innego jak ugiąć się pod wolą społeczeństwa albo realizować niepopularną politykę. Viktor Orban, podobnie jak swego czasu polski rząd, zdecydował iż nie warto iść na konfrontację z obywatelami swego kraju w sprawie internetu.
Źródło/Zdjęcie: The Guardian