Youtuber zniszczył Porsche Taycan
Film zaczyna się z rozmachem – od rozmowy Michaiła z sobowtórami Stalina, Lenina i Putina. Każdy daje mu genialne rady na temat tego, co ma robić ze swoimi pieniędzmi i życiem. Po chwili młody mężczyzna wchodzi do salonu Porsche, w którym stoi nowiutki elektryczny Porsche Taycan. Co się dzieje później? Później YouTuber wsiada do pojazdu, uruchamia samochód i niszczy go, wjeżdżając nim w witrynę salonu. Tylko tyle i aż tyle.
Lenin i Stalin służą dobrą radą youtuberowi. Później dołączy do nich Putin. A później… | Źródło: zrzut ekranu z YouTube
Przypadek? Jasne, że nie – takie przypadki nie istnieją, choć, co zdumiewające, wierzy w nie mnóstwo internautów. Teorię o braku przypadkowości w działaniu potwierdza zarówno praca kamer, jak i cały anturaż prezentowanego materiału. Ba, nie zdziwiłbym się, gdyby był to materiał przygotowany we współpracy z Porsche.
Tania rozrywka w Internecie wciąż cieszy się kolosalnym zainteresowaniem. W ciągu zaledwie niecałej doby od emisji, film Michaiła Litwina obejrzało już blisko 4 miliony osób, a stosunek polubień (517 tys.) do łapek w dół (19 tys.) dowodzi jednoznacznie, że społeczność jest rozbawiona destrukcją wartościowych rzeczy i pochwala nią. Ekscytuje się nią. Wyraża na nią przyzwolenie. Pokazuje twórcy, że warto kręcić podobne materiały. To smutne.
W tym momencie można by przytoczyć słynne „stop making stupid people famous”. Z jednej strony pisząc o takich rzeczach przyczyniam się do popularyzowania treści głupich, płytkich, wręcz ogłupiających i zahaczających o szkodliwe społecznie. Z drugiej strony po cichu liczę na to, że znajdzie się choć garstka osób, które zamiast ekscytować się kolejnym idiotycznym wybrykami, postanowi zmusić się do odrobiny refleksji. Czy naprawdę jest sens tracić cenne minuty życia na oglądanie takiego czegoś?
Źródło: YouTube