Kilka dni temu grupa ekoterrorystów podpaliła maszt entergetyczny w pobliżu Gigafabryki Tesli pod Berlinem, odcinając ją od dostępu do energii elektrycznej i wstrzymując produkcję elektrycznych samochodów. Elon Musk nie szczędził słów krytyki wobec sprawców i trudno mu się dziwić, zwłaszcza że teraz okazało się, iż fabryka nie będzie w stanie wrócić do pracy w pełnej skali jeszcze przez ponad tydzień.
Gigafabryka Tesli na celowniku ekoterrorystów
Grupa ekoterrorystów znana jako Vulkangruppe otwarcie przyznała się do podpalenia wymierzonego w pracę Gigafabryki, informując, że chciała spowodować możliwie najdłuższą przerwę w dostawie prądu do tego zakładu. Aktywiście twierdzą, że przeprowadzili swój atak ze względu na… wpływ Tesli na środowisko i jej reputację związaną z ekstremalnymi warunkami pracy.
„Całkowite zniszczenie Gigafactory i odcięcie technofaszystów takich jak ‘Elend’ Musk to krok na drodze do wyzwolenia od patriarchatu.”, czytamy.
Dla kontekstu, słowo „elend” oznacza w języku niemieckim nieszczęście. Nigdy nie sądziłam, że przeczytam to słowo w takim kontekście. Nidy nie sądziłam też, że kiedykolwiek przeczytam zdanie o takiej treści.
E.DIS, przedsiębiorstwo użyteczności publicznej będące właścicielem sprzętu zniszczonego w wyniku podpalenia, oświadczyło, że oczyściło już teren po podpaleniu i może przystąpić do rozpoczęcia napraw. Złe wieści są jednak takie, że Gigafabryka pozostanie bez prądu aż do 17 marca.
Jeszcze kilka dni temu Tesla stwierdziła, że omawiane wydarzenie może kosztować firmę ponad miliard Euro, przy czym liczba ta bazowała na założeniu, iż fabryka Tesli powróci do pracy z pełną parą do poniedziałku 11 marca. Przedłużenie okresu bezczynności do 17 marca oznacza dla firmy jeszcze większe straty. Jako że niemiecka Gigafabryka Tesli w normalnej sytuacji produkuje ponad 1000 pojazdów dziennie, w wyniku pożaru może mieć problem z dostarczeniem w tym roku na czas 13 000 samochodów.
Niezbyt rozsądny przejaw aktywizmu
Elon Musk stwierdził, że osoby odpowiedzialne za podpalenie to albo najgłupsi ekoterroryści świata, albo marionetki tych, którzy nie mają dobrych celów klimatycznych. Cóż, Tesla faktycznie nie wydaje się najsensowniejszym celem ataku. Jasne, to nie jest tak, że produkcja aut elektrycznych i ich późniejsza eksploatacja nie przyczyniają się nijak do zanieczyszczania środowiska, ale z pewnością odpowiadają za emisję związków węgla do atmosfery w mniejszym stopniu niż produkcja i eksploatacja samochodów spalinowych. Z resztą, podpalenie nie wydaje się najlepszą formą protestu, zwłaszcza że pożar przyczynił się do zwiększenia niepożądanych emisji i mógł stanowić zagrożenie dla ludzi.
Co ważne, chociaż mieszkańcy okolic Gigafabryki Tesli nie chcą wycinki stu hektarów lasów pod rozbudowę jej zakładów, to w sieci można przeczytać o tym, że wielu z nich nie ma nic przeciwko istnieniu tej fabryki. Z kolei przedstawiciele niemieckich władz – premier Branderburgii oraz ministra spraw wewnętrznych Niemiec, jasno skrytykowali działania ekoterrorystów. Pytanie brzmi, czy ci ekoterroryści poniosą jakiekolwiek konsekwencje swoich czynów, bo ja mam co do tego złe przeczucia.
Źródło: Reuters, fot. tyt. Tesla