Znacie to powiedzenie, że „piękno tkwi w prostocie”? Wraz z upływem lat zaczynam rozumieć osoby narzekające na nadmiar funkcji w nowoczesnych samochodach. Pół biedy jeżeli z niektórych systemów się po prostu nie korzysta. Gorzej, jeśli utrudniają one jazdę autem. Ja na przykład nie mógłbym mieć auta z inteligentnym ogranicznikiem prędkości. Nie dlatego, że lubię przekraczać prędkość, ale dlatego, że system ten zawsze działa fatalnie, błędnie odczytuje ograniczenia i irytuje „pipkaniem”. Na użytkowane przez siebie samochody elektryczne zaczęła narzekać policja – jak się okazuje konieczność ich ładowania jest najmniejszym problemem.
Policja w USA krytykuje swoje samochody elektryczne
Polacy lubią myśleć, że samochody elektryczne są forsowane tylko przez Unię Europejską. Nic bardziej mylnego, bowiem w wielu innych rejonach świata również postrzega się jako coś zbawiennego dla ekologii. W Stanach Zjednoczonych przesiadka na elektryki odbija się czkawką tamtejszemu wymiarowi sprawiedliwości. Na służbę w policji coraz częściej trafiają samochody elektryczne, które to jednak stają się obiektem niemal powszechnej krytyki przez funkcjonariuszy.
W sieci ukazały się pierwsze doniesienia po około roku wykorzystywania elektryków w jednostkach policyjnych w całym kraju. Policyjne radiowozy elektryczne są wyposażane w pojemniejsze akumulatory, ulepszone systemy chłodzenia, wzmocnione zawieszenie, czy też wytrzymalsze opony. Jednym słowem: dostosowuje się je do preferencji policji w podobny sposób jak auta spalinowe. Mimo to samochody elektryczne w policji spisują się średnio.
Funkcjonariusze z Ukiah w Karolinie Północnej punktują wady aut Tesla Model 3. Z tyłu jest za mało miejsca na przewożenie więcej niż jednego zatrzymanego, a z przodu na wygodną podróż i sprawne opuszczanie pojazdu przez policjantów w pełnym rynsztunku. Długi czas ładowania to kolejne kuriozum w kontekście konieczności transportowania zatrzymanych na długim dystansie. Każda zmodyfikowana na potrzeby policji Tesla Model 3 to wydatek bagatela… 150 tysięcy dolarów, czyli blisko 600 tysięcy złotych. To kwota kilkukrotnie wyższa od ceny salonowej.
Lista zarzutów zdaje się nie mieć końca
Policjanci z wydziału policji w Menlo Park otrzymali wydawałoby się nieco bardziej funkcjonalne Tesla Model Y. W tym przypadku jednak krytyka samochodów elektrycznych ze strony policji dotyczy problemów z oprogramowaniem. Samochody potrafią automatycznie i bez ostrzeżenia hamować podczas procedury zatrzymywania innych pojazdów. Winny jest system ADAS, którego… nie da się wyłączyć. Pościgi takimi autami podobno wyglądają często groteskowo.
Kolejne zmartwienie to oprogramowanie automatycznie zamykające drzwi w momencie, gdy funkcjonariusz z pilotem oddali się od auta. W razie potrzeby szybkiego powrotu do auta i podjęcia pościgu, reakcja na ucieczkę wydłuża się przez to o kilka sekund. No i wszystkie funkcje sterowane z poziomu dotykowego panelu… wymagają więcej zachodu niż aktywowanie ich poprzez klasyczne, fizyczne przyciski.
Wreszcie, policja z Fort Bragg narzeka na samochody elektryczne Ford F-150 Lightning EV. Ich zasięg w górach mocno spada. Policjanci na dystansie 90 km zużywają czasem… 80 procent pojemności akumulatorów.
Wniosek jest oczywisty. Samochody elektryczne nie są tak uniwersalne jak auta spalinowe i nikogo nie powinno się przymuszać do porzucania na ich rzecz aut spalinowych.
Parafrazując: „wybór, nie nakaz”.
Źródło: Police1 1, 2, menlopark.gov