Samochód elektryczny porwał właściciela w Wielkiej Brytanii

Maksym SłomskiSkomentuj
Samochód elektryczny porwał właściciela w Wielkiej Brytanii

Krytykę samochodów elektrycznych i zarzuty kierowane pod ich adresem można podzielić na kategorię tych poważnych i mniej istotnych. Doniesienia napływające z Wielkiej Brytanii potraktować warto jako dość kuriozalną ciekawostkę. Samochód elektryczny MG ZS EV porwał właściciela i nie chciał się zatrzymać. Sytuację udało się opanować dopiero służbom policji, które doprowadziły do kolizji.

Samochód elektryczny porwał właściciela

53-letni Brian Morrison z Glasgow w Szkocji tego dnia nie zaliczył do udanych. Gdy wracał ze swojej pracy za kierownicą nowego samochodu elektrycznego MG ZS EV, z przerażeniem stwierdził, że nie może wpłynąć na prędkość, z jaką się porusza. Pojazd przemieszczał się z prędkością 30 mil na godzinę (ok. 48 km/h) i nie reagował na naciskanie pedałów gazu i hamulca.

Samochód elektryczny, który niemal dosłownie porwał właściciela, przemieszczał się drogą A803 w stronę Kirkintilloch. Awaria wystąpiła po godzinie 22:00 w niedzielę, gdy ruch na drodze był na szczęście minimalny. Właściciel zorientował się, że coś jest nie tak, kiedy zbliżał się do ronda i chciał zwolnić, jednakże auto elektryczne ani myślało reagować na jego polecenia.

MG ZS EV
Należący do poszkodowanego MG ZS EV. | Źródło: zrzut ekranu z YouTube

W rozmowie z mediami przekazał:

Usłyszałem głośne zgrzytanie, które brzmiało jak klocki hamulcowe, ale ponieważ to nowy samochód, wiedziałem, że to nie one stanowią problem. Udało mi się przejechać rondo, jadąc z prędkością około 30 mil na godzinę, a potem miałem przed sobą długą drogę, więc założyłem, że samochód zatrzyma się, gdy nie będę przyspieszał rzez dłuższy czas, ale tak się nie stało.

Policja na ratunek

Brian Morrison jako osoba z pewnymi ograniczeniami ruchowymi nie mogła tak po prostu wyskoczyć z auta i spowodować nim kolizji z obiektem stałym. W rozmowie z mediami Morrison dodał, że prędkość ok. 50 km/h może wydawać się niewielka, jednak świadomość tego, że nie da się jej wytracić inaczej niż poprzez kolizję jest przerażająca.

Morrison początkowo w panice zadzwonił do żony. Poprosił ją, aby… ostrzegała pojazdy przed nim, że nie może zatrzymać samochodu. Irracjonalne? Owszem. Kolejny krok był bardziej racjonalny. Kierowca zadzwonił na policję, która zareagowała błyskawicznie. Do akcji zaangażowano osoby próbujące zdalnie wpłynąć na samochód, ale to okazało się bezskuteczne, podobnie jak awaryjne procedury MG. Auta nie dało się rzekomo wyłączyć.

Kryzys zażegnał w końcu radiowóz – wyhamował on samochód elektryczny do zera poprzez doprowadzenie do lekkiej stłuczki. Później do auta elektrycznego wskoczył funkcjonariusz, który jak donosi Morrison „zrobił coś, co definitywnie unieruchomiło auto”.

Takiego rodzaju usterka mogła zdarzyć się w każdym nowoczesnym aucie?

Czy samochód elektryczny, który porwał właściciela jest winnym zamieszania? Oczywiście, ale problem nie leżał prawdopodobnie w technologii związanej stricte z autami elektrycznymi. Zawinić mógł moduł związany z systemami wsparcia kierowcy, ale sprawcę zamieszania ustali dopiero policyjne śledztwo i wewnętrzne dochodzenie producenta coraz popularniejszych w Europie chińskich samochodów MG.

Źródło: BBC

Udostępnij

Maksym SłomskiZ dziennikarstwem technologicznym związany od 2009 roku, z nowymi technologiami od dzieciństwa. Pamięta pakiety internetowe TP i granie z kumplami w kafejkach internetowych. Obecnie newsman, tester oraz "ten od TikToka". Miłośnik ulepszania swojego desktopa, czochrania kotów, Mazdy MX-5 i aktywnego uprawiania sportu. Wyznawca filozofii xD.