W przestrzeni publicznej pojawia się coraz więcej dyskusji na temat zagrożeń związanych z różnego rodzaju technologiami. Pomimo braku badań wskazujących na szkodliwy wpływ rozwiązań pokroju Wi-Fi, 4G lub 5G na zdrowie ludzkie, istnieją osoby uparcie twierdzące, że ich życie jest zagrożone. Są to osoby, które zdiagnozowały u siebie coś, co nazywa się nadwrażliwością elektromagnetyczną. Jedną z takich osób jest Brytyjka korzystająca regularnie ze specjalnego miedzianego „blokera”, za który zapłaciła równowartość 500 dolarów.
Zamieszkująca miejscowość Populus w Hiszpanii 70-letnia Rosi Gladwell przewodzi grupie osób lobbujących na temat ograniczenia działania popularnych standardów łączności, które wpływać mają rzekomo negatywnie na zdrowie osób nadwrażliwych. Brytyjka uważa, że wprowadzenie sieci 5G ją zabije. Hiszpańska prasa donosi, że grupa chce doprowadzić do ograniczenia stref Wi-Fi w swoim rodzinnym mieście, nad czym zastanawia się jego burmistrz. Problem polega na tym, że naukowcy nigdy nie dowiedli istnienia choroby pokroju nadwrażliwości elektromagnetycznej w sensie związanym z promieniowaniem sieci komórkowych lub urządzeń elektronicznych, a Brytyjka diagnozowała się sama.
Rosi Gladwell w ochronnym „spiworze” | Źródło: Daily Mail
Światowa Organizacja Zdrowia nazywa zagadnienie idiopatyczną nietolerancją środowiskową z przypisaniem do pół elektromagnetycznych – IEI-EMF. We wszystkich dotychczasowych badaniach dowiedziono, że osoby przekonujące o swojej wrażliwości na promieniowanie niejonizujące pochodzące ze smartfonów i Wi-Fi nie były w stanie stwierdzić kiedy tak naprawdę były wystawione na ich działanie.
Badania z 2017 roku (podobnie jak wiele innych) sugerują, że nadwrażliwość elektromagnetyczną sklasyfikować należy raczej jako efekt nocebo – którym nazywamy negatywne efekty zjawiska placebo – związany z rosnącą paniką towarzyszącą wprowadzaniu nowych rozwiązań technologicznych. Belgijsko-niemiecki zespół naukowców dowiódł wtedy, że silna ekspozycja na różnego rodzaju medialne rewelacje przekłada się na mocniejsze odczuwanie różnego rodzaju bodźców u zdrowych ludzi. Jednym słowem: media potęgują strach, który klasyfikowany powinien być jako najzwyklejsza fobia.
Nie istnieje obecnie żadne biologiczne wyjaśnienie fenomenu, którym miałby być wpływ promieniowania niejonizującego na zdrowie człowieka. Promieniowanie emitujące przez otaczające nas urządzenia jest zdecydowanie zbyt słabe, aby miało jakikolwiek wpływ na nasz organizm. Oczywiście towarzyszą temu głosy osób mówiących, że promieniowanie tego rodzaju może wpływać na zdrowie ludzkie bez wywierania negatywnego wpływu na struktury komórkowe, ale nie przedstawiono na to nigdy żadnego dowodu.
Podczas gdy przeciwnicy wprowadzania rozwiązań mówią o wielomilionowych interesach lobby telekomunikacyjnego, które miałoby rzekomo zatajać prawdę, sami nie cofają się przed zarabianiem wielkich pieniędzy na urządzanej przez siebie kampanii strachu i naiwności ludzkiej. Przykład omawianej wyżej Brytyjki jest tak naprawdę jednym z wielu podobnych. Na łamach Instalek pisaliśmy już o polskich czapkach chroniących przed 5G oraz kosztującej majątek bieliźnie ochronnej i innych akcesoriach sprzedawanych przez Szwajcarów.
Wciąż czekamy na pierwsze poważne badania, które wykażą szkodliwy wpływ promieniowania niejonizującego lub udowodnią istnienie nadwrażliwości elektromagnetycznej. Niestety, ale w 2019 roku dowody „na chłopski rozum” to za mało.
Źródło: Arstechnica, theolivepress.es, Daily Mail