Tak, faktycznie istnieje badanie o wpływie PEM na kleszcze, które podobno potwierdza taką tezę
Według pewnej tezy emitowane przez telefony komórkowe pole elektromagnetyczne, miałoby przyciągać kleszcze. Co za tym idzie, lepiej nie mieć komórki pod ręką, kiedy jesteśmy na terenach z nieco bardziej bujną roślinnością. Zwolennicy takiego podejścia powołują się nawet na badanie polskich i słowackich naukowców, którego wyniki zostały w 2020 roku opublikowane w czasopiśmie „Ticks and Tick-borne Diseases”. Według ich słów, podobno jednoznacznie potwierdziło słuszność takiego podejścia. Ale czy na pewno?
Badacze umieścili w plastikowych tubach 300 kleszczy obu płci, w tym część zakażonych bakteriami boreli i riketsja. Jeden z końców tuby został pokryty warstwą miedzi, która miała ekranować część rury. W takim środowisku włączono w pobliżu nadajnik o częstotliwości 900 MHz na aż 24 godziny. Później podliczono rozłożenie kleszczy bliżej obu krańców tuby. Wyniki pokazywały, że około 60 proc. insektów znalazło się w części niezakończonej miedzianym ekranem. Dodatkowo zrobiło tak minimalnie więcej kleszczy płci męskiej i zarażonych bakteriami, choć różnica była w tym przypadku naprawdę niewielka. Wniosek badaczy był jeden – smartfony przyciągają kleszcze.
Eksperyment jest mocno kontrowersyjny, metodologia jego przeprowadzania pozostawia wiele do życzenia
Czy na pewno stanowisko naukowców prowadzących omawiany eksperyment było prawidłowe? Badanie spotkało się z dużą krytyką i rodzi wiele wątpliwości. Ekspert od pola elektromagnetycznego i jego wpływu na organizmy żywe Andrzej Krawczyk podkreślił, że nie były prowadzone żadne pomiary PEM, a wykonane ekranowanie z wielu przyczyn nie musiało być w praktyce tak skuteczne, jak zakładali naukowcy. Nie zadbano też nawet o grupę kontrolną czy badania dla innych częstotliwości wykorzystywanych w telefonii komórkowej. 900 MHz nie jest wcale tak popularne w Polsce, korzysta z niego tylko jeden operator, co więcej coraz więcej usług realizowanych jest na innych zakresach.
Fizyk i znany popularyzator nauki Dariusz Aksamit również ma wątpliwości. Podtrzymuje stanowisko Krawczyka na temat braku próby kontrolnej czy pomiarów PEM, ale dodaje też, że wpływ na przemieszczanie się insektów mogły mieć inne czynniki. Chociażby same w sobie materiały użyte w tubach. Co więcej warunki są według niego zupełnie sprzeczne z realnymi sytuacjami z życia. W końcu nikt nie stoi całej doby w jednym miejscu bez poruszenia się choćby o centymetr. To niemożliwe, nawet jeśli rozłoży się koc do biwakowania. Według jego spostrzeżenia, gdyby teza była prawdziwa, to powinniśmy obserwować istne oblężenie kleszczy na stacjach telefonii komórkowej, które wysyłają sygnały cały czas. A przecież nic takiego nie ma miejsca.
Badacze powinny bardziej przyłożyć się do metodologii, w końcu telefon może bardziej pomóc niż zaszkodzić
Badanie ma wiele luk i nie zostało należycie przeprowadzone, więc ciężko brać je pod uwagę na poważnie. Sytuacja skojarzyła mi się z pewną wypowiedzią z filmu „Dziękujemy za palenie”. To co prawda komedia, ale cytat jest całkiem adekwatny. Główny bohater jest rzecznikiem prasowym koncernu tytoniowego. Mówi o jednym z naukowców, który prowadzi badania zlecone przez koncerny wytwarzające papierosy – „Od trzydziestu lat bada związek między nikotyną a rakiem płuc i nie znalazł żadnych rozstrzygających wyników. Ten człowiek jest geniuszem, mógłby obalić grawitację.” Oczywiście nikt nie zarzuca badaczom specjalnej stronniczości i złej woli. Ale zwyczajne braki w metodologii wykonywania eksperymentów, mogą dać równie nieprawdziwe wyniki. W nauce dokładność i stosowanie się do poprawnej metodologii jest kluczowe.
Czy w takim razie trzeba zostawiać telefon w domu, aby zwiększyć prawdopodobieństwo na brak kontaktu z kleszczami? Taka metoda prewencji wydaje się absurdalna. Nawet jeśli promieniowanie ze smartfonów wpływa w jakikolwiek sposób na kleszcze, to samo przytaczane przez zwolenników tej teorii badanie mówi o znikomej, naprawdę małej różnicy. W dodatku brak telefonu podczas wycieczki do lasu może nam zaszkodzić znacznie bardziej. Gdy coś się stanie, chociażby zgubimy się lub złamiemy nogę albo wejdziemy w pułapkę zastawioną przez kłusowników, nie będziemy mogli wezwać pomocy.
Źródło: PIIT / własne / Foto tytułowe: Pixabay – własne