Ceres to interesujący obiekt. Leży ona w pasie asteroid miedzy Marsem a Jowiszem, a jej średnica wynosi 952 kilometry, dzięki czemu jest uznawana zarówno za największą asteroidę w Układzie Słonecznym, jak i jedyną planetą karłowatą leżącą bliżej Słońca niż Neptun. Ale dlaczego właśnie ona ma być świetnym domem dla ludzi? W zasadzie, Janhunen nie chce, aby ludzie zamieszkali na samej Ceres, a na pokładzie wielkiej stacji orbitalnej w jej pobliżu. Fizyk wyobraża sobie stację wykorzystującą technologię sztucznej grawitacji, która umożliwiałaby rozwój poza Ziemią, a jednocześnie pozwalałaby jej mieszkańcom na poruszanie się między poszczególnymi częściami stacji z łatwością oraz charakteryzowałaby się stosunkowo niską gęstością zaludnienia, wynoszącą 500 osób na kilometr kwadratowy.
Kosmiczne komplikacje
Zdaniem Janhunena Mars i Księżyc mogą nie być najlepszymi miejscami na ludzkie kolonie, ponieważ ich naturalna grawitacja znacznie różni się od ziemskiej. Doskonale wiemy, że astronauci doświadczają problemów zdrowotnych po długotrwałym przebywaniu w warunkach mikrograwitacji. Nie mamy pojęcia, jak na ludzi wpłynie długotrwałe przebywanie na Marsie czy Księżycu, zwłaszcza tych, którzy będą mieszkać tam od urodzenia.
Alternatywą dla modelu kolonii planetarnej jest model kolonii w formie stacji kosmicznej krążącej wokół Słońca. Taka kolonia generowałaby sztuczny odpowiednik ziemskiej grawitacji, obracając się wokół własnej osi. Niestety, ten model również stwarza poważne logistyczne problemy. Jeżeli populacja jednej kolonii stałaby się zbyt duża, trzeba by było stworzyć kolejne. Jeśli wiele kolonii krążyłoby wokół Słońca, te mogłyby znajdować się na tyle daleko siebie, że podróżowanie między nimi byłoby bardzo trudne. Jeśli zaś krążyłyby wokół wspólnego ciała, takiego jak planeta, istniałoby ryzyko dojścia do kolizji.
Szalony pomysł czy coś, co może się udać?
Koncept Janhunena rozwiązuje powyższe problemy w interesujący sposób. Fizyk ten proponuje stworzenie wokół Ceres sieci obracających się wokół własnych osi stacji osadniczych, które byłyby ze sobą połączone specjalną ramą. Wówczas stacje mogłyby być dość blisko siebie, nie ryzykując kolizji. Na dodatek, mogłyby one pozyskiwać niezbędne materiały właśnie z Ceres i zasilać windę prowadzącą z planety karłowatej na pokład stacji z pomocą paneli słonecznych umieszczonych na jej powierzchni. Jak uważa Janhunen, nawet osłonę chroniącą stacje przed promieniowaniem można by zbudować wykorzystując głównie regolit pochodzący z Ceres.
Stacje, które wyobraża sobie Janhunen, byłyby podzielone na przestrzenie miejskie i wiejskie, gdzie głębokość gleby sięgałaby od 1,5 do 4 metrów, zależnie od potrzeb drzew i ogrodów. Tak, na pokładzie stacji byłyby uprawiane rośliny. Ponieważ Ceres znajduje się znacznie dalej Słońca niż Ziemia, można by wykorzystywać lustra do skupiania światła słonecznego na obszarach poświęconych uprawie, a także do oświetlania stacji i pozyskiwania energii słonecznej.
Co ciekawe, fiński fizyk sądzi, że życie na megastacji kosmicznej na orbicie Ceres byłoby jeszcze lepsze niż życie na Ziemi. Argumentuje on to brakiem klęsk żywiołowych oraz niepożądanych zjawisk pogodowych.
Rzecz jasna, wszystko co opisał Janhunen to póki co tylko koncepcja. W końcu, jeszcze nikt nie opracował, ani nie przetestował technologii sztucznej grawitacji, kosmicznych wind, gigantycznych luster, ani tarcz chroniących przed promieniowaniem. Poza tym, trzeba by jeszcze obliczyć, jaki byłby koszt przetransportowania na Orbitę Ceres wszystkiego, co potrzebne do zbudowania sieci stacji kosmicznych oraz jej późniejszego utrzymania. Kto wie, czy realizacja koncepcji Janhunena nie byłaby logistycznie jeszcze bardziej problematyczna niż budowa kolonii na Marsie. Nie zmienia to jednak faktu, że w przyszłości warto mieć ją na uwadze.
Źródło: arXiv, fot. tyt. NASA/JPL-Caltech/UCLA/MPS/DLR/IDA