Według naukowców z Narodowego Centrum Informacji o Środowisku, styczeń 2020 roku był najgorętszym miesiącem w ponad 140-letniej historii pomiarów. Globalna temperatura powierzchni planety i oceanu były o 1,14 stopnia wyższe niż średnia z całego XX wieku, tym samym bijąc poprzedni rekord ustawiono niecałe cztery lata temu, w 2016 roku.
Wpływ globalnego ocieplenia był najbardziej odczuwalny na większości terytorium Rosji, Kanady oraz w Skandynawii – w tych regionach w styczniu 2020 roku zanotowano temperatury o 5C wyższe od średniej z poprzednich lat. Szwedzkie miasto Orebro było najcieplejszym regionem od 1858 roku – temperatura na zewnątrz wzrosła do prawie 11 stopni Celsjusza. Amerykański Boston mógł z kolei pochwalić się temperaturą na poziomie 23 stopni Celsjusza – najwyższą z dotychczas odnotowanych o tej porze roku.
Odczyty pochodzące bezpośrednio z Antarktydy naukowcy nazywają niesamowitymi oraz wręcz nienormalnymi – średnie wahania temperatury w regionie wyniosły aż 20 stopni Celsjusza. Jeśli takie zdania padają z ust naukowców, to faktycznie mamy się czego obawiać.
Światowe rządy w 2015 roku zgodziły się na podjęcie działań, których celem jest wstrzymanie rosnącej, średniej temperatury. Według naukowców nie może ona przekroczyć 2 stopni Celsjusza. Jeśli tak się stanie, wtedy też będziemy mieli do czynienia z problemami w postaci pożarów i powodzi. Warto pamiętać także o braku dostępu do żywności, jak również masowych wysiedleniach, które będą miały miejsce w regionach dotkniętych problemami.
Obecnie z globalnym ociepleniem robi się niewiele – przynajmniej w dobie tego, czego naprawdę potrzebuje planeta. Nad rozwiązaniem problemu związanego z emisją gazów cieplarnianych pracują najwięksi technologiczni giganci oraz aktywiści z całego świata. Swoje pieniądze na pomoc przeznaczył między innymi Bill Gates.
Na ten moment można spodziewać się, że średnie temperatury pomiarów będą tylko i wyłącznie rosły. Do czasu.
Źródło: TheGuardian