Z jednej strony „deepfake” to robiąca wrażenie technologia, która udowadnia, że jako ludzkość jesteśmy zdolni do wykreowania wielu kiedyś (zdawałoby się) niemożliwych rzeczy. Niestety spoglądając na zalinkowany wyżej materiał można nieco się przerazić i szybko dojść do wniosku, iż „deepfake” koniec końców zostanie wykorzystany do strasznych celów.
Na szczęście naukowcy wzięli się za tworzenie algorytmów będących w stanie wykrycie, czy dany materiał jest prawdziwy, czy też w czyjeś usta wsadzono wymyślone słowa (tak na marginesie – sama potrzeba analizowania takich spraw tylko ukazuje jak rozwinięta jest dziś technologia). Badanych jest kilka sposobów identyfikacji manipulowania treścią.
Jednym z nich jest narzędzie Artifacts, które można najprościej opisać chyba jako „ulepszone ludzkie oko”. Zazwyczaj jeśli wideo jest przekształcone, to jesteśmy w stanie zauważyć pewne nieścisłości. Wszystko jednak ulega zmianie w momencie, kiedy różnice obejmują kilka pikseli. Wtedy z pomocą przychodzi sztuczna inteligencja. Ta korzysta z niedoskonałości „deepfake” (twarze generowane za pomocą tej technologii są w 2D, a nie w 3D).
Naukowcy starają się cały czas ulepszać wspomniane narzędzie, ale muszą też pamiętać, że technika „deepfake” także idzie do przodu i za kilka lat jej dzisiejszy poziom rozwoju może wydać się śmiesznie prymitywny.
Źródło: TNW