Na pierwszy plan wysuwa się Tytuł, który nie jest co prawda samodzielną grą, a zaledwie dodatkiem DLC, jednak jego pojawienie się, warte jest odnotowania. Pirated of the Savage Sea, to najnowszy dodatek do znanego hitu sprzed roku, Might & Magic: Heroes VI. Po raz kolejny mamy tutaj do czynienia ze strategią turową, której akcja osadzona jest w uniwersum Magii i Miecza. Jak wskazuje podtytuł, dodatek zaoferuje nam morską przygodę skupioną na piratach i morskich żeglugach. Akcja gry rozpoczyna się dokładnie rok po wydarzeniach z podstawowej wersji. Wcielamy się w postać pirata Craga Hacka, który na prośbę Rady Piratów podejmuje się zlecenia, mającego odszukać zaginione statki. W niewyjaśnionych okolicznościach bowiem przepadają od dłuższego czasu na Dzikim Morzu. Jak twierdzą świadkowie, jedną z przyczyn są pojawiające się niespodziewanie sztormy, jednak chodzą pogłoski, że nie jest to jedyny powód znikania statków. Naszym zadaniem będzie zbadanie sprawy i poznanie prawdziwej przyczyny zaginięć.
Zasady rozgrywki nie uległy większym zmianom. Wciąż mamy tutaj do czynienia ze strategią turową z elementami RPG. Do naszej dyspozycji oddano zarówno nowego bohatera, jak również nowe lokacje, miasta, a także jednostki, które możemy rekrutować w celu powiększenia naszej armii. Motywacją do wykonywania kolejnych zadań jest perspektywa rozwoju naszego herosa, zbierania artefaktów oraz surowców, dzięki czemu umacniamy swoją potęgę. Oprawa AV nie zmieniła się specjalnie w stosunku do pierwowzoru, jednak w dalszym ciągu cieszy swoją dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Największą zaletą Pirates of the Savage Sea jest jego długość kampanii, do zakończenia której, potrzebujemy minimum 10 godzin zabawy. W praktyce jednak, aby zaliczyć wszystkie smaczki, spędzimy przed komputerem przynajmniej drugie tyle czasu. Jeśli zatem w okresie wakacyjnym, brakuje Wam dobrej strategii turowej, to jest to najlepszy obecnie wybór na rynku. wybór na rynku.
Wreckateer (Xbox 360)
Tym razem czas na pozycję bardziej lekkostrawną, a przy tym mającą predyspozycję do osiągnięcia sporego sukcesu. Skąd tak śmiałe stwierdzenie, skoro gra dotychczas nie była praktycznie promowana i zapewne wielu z Was słyszy ten tytuł po raz pierwszy? Wreckateer to pierwsza śmiała próba stworzenia gry opartej na systemie Angry Birds, przeniesiona w pełny trójwymiar, a przy tym współpracująca wyłącznie z Kinectem. Do dyspozycji oddano nam olbrzymie zamczyska, które powstały bynajmniej nie po to, by cieszyć oczy swym ogromem. Zadaniem gracza jest symulowanie średniowiecznej balisty, a następnie doszczętne zniszczenie kolejnych fortyfikacji, które zostały opanowane przez gobliny. Oczywiście im szybciej nam się to uda i czym dokładniej namierzymy newralgiczne punkty, tym bardziej premiowane będą nasze poczynania i przejdziemy do następnego etapu.
Do wyboru oddano nam rozmaite lokacje różniące się nie tylko wyglądem, lecz także stopniem zabezpieczeń zamków. Zatem jeśli chcemy osiągać sukcesy, w każdej kolejnej misji musimy dobrze rozważyć i zaplanować konkretne ataki. Wraz z postępem, otrzymamy coraz lepsze pociski, charakteryzujące się na przykład większym zasięgiem, czy możliwością eksplozji. Na szczególną uwagę zasługuje sterowanie, które polega na odpowiednim poruszaniu całym naszym ciałem. Możemy również wychylać się w odpowiednią stronę w celu zmiany trajektorii lotu pocisku, co czyni rozgrywkę jeszcze bardziej emocjonującą. Sama zabawa jest bardzo intuicyjna i skierowana zdecydowanie do mniej wymagającego odbiorcy, ale za to może być świetną alternatywą na wakacyjną, sielską sesję w grupie znajomych.
Rainbow Moon (Playstation 3)
Jeśli brakowało Wam japońskich taktycznych RPGów w stylu Final Fantasy Tactics, Tactics Ogre czy Front Mission na konsolach stacjonarnych, to w końcu po latach doczekaliśmy się godnego przedstawiciela gatunku. Rainbow Moon jest niepozorną produkcją, przypominającą te, których wiele jako darmowe krąży po Sieci. Jest to jednak to tylko pozorne wrażenie. Pod niezbyt zachwycającą bajkową oprawą, skrywa się jedna z najbardziej rozbudowanych gier ostatnich lat. Czym zasłużyła sobie na tak śmiałe twierdzenie? Na pewno nie fabułą, gdyż ta już od pierwszych minut nie porywa. Główny bohater imieniem Baldren toczył właśnie zacięty bój ze swoim odwiecznym wrogiem, kiedy nagle został wciągnięty przez tajemniczy portal do krainy Rainbow Moon. Problem w tym, że wraz z nim dostali się tam również kreatury w postaci goblinów, szkieletów i innych typów spod ciemnej gwiazdy, doskonale znanych każdemu miłośnikowi klimatów Dark Fantasy. Od razu wywołało to poruszenie wśród mieszkańców krainy, którzy uczynili z Baldrena, wroga publicznego numer 1. Z racji jednak swojego dobrego charakteru, postanawia udowodnić mieszkańcom, że nie było to do końca z jego winy i tak rusza na zbawienie świata, zbierając wraz z postępem gry sojuszników, którzy pomogą mu w coraz trudniejszej walce o ostateczne wyczyszczenie krainy z wszelakiego plugastwa.
Jak się okazuje, jest to tylko tło do najważniejszego aspektu, a mianowicie walki i rozwoju drużyny. Gra posiada ogromne możliwości rozwoju, kupowania umiejętności i łączenia ich z uzbrojeniem, ataki łączone, ogromną ilość dodatkowych questów, werbowania drużyny i możliwość zwiedzania dungeonów. To właśnie walka zajmie nam największą ilość czasu, zaś twórcy chwalą się, że aby zaliczyć wszystkie dodatkowe zadania, przyjdzie nam spędzić przed konsolą ponad 100 godzin. Na uwagę zasługuje szybkość toczonych zmagań i ogrom przeciwników, dzięki czemu za każdym razem odkrywamy nowe możliwości taktyczne, co wymusza bezustanne myślenie. Za brakiem monotonii przemawiają także urozmaicone możliwości drużyny, zarówno w defensywie jak i ataku każda z dostępnych postaci wyróżnia się na tle innych, stanowiąc nierozerwalną część dalszego podboju. Na dzień dzisiejszy gra pojawiła się wyłącznie na PS3, jednak niewykluczone są porty na konsolę X360 oraz PS Vita. Szukaliście taktycznego rpg w japońskim stylu na konsoli stacjonarnej? Rainbow Moon wynagrodzi z nawiązką długi czas oczekiwania, a przy tym nie pozwoli o sobie zapomnieć przynajmniej przez kilkadziesiąt godzin zabawy.
Tony Hawk’s Pro Skater HD (Xbox 360, Playstation 3, PC)
Tej serii nie trzeba przedstawiać chyba nikomu, kto z grami spędził przynajmniej kilka lat życia. Nieważne czy tak naprawdę lubisz jeździć na desce, ani czy kiedykolwiek próbowałeś. W pierwsze odsłony Tony Hawk’s Pro Skater grał każdy bez względu na wcześniejsze doświadczenie z tą dziedziną sportu. Za fenomenem serii przemawia intuicyjne sterowanie, dynamika, niemal nieograniczone możliwości łączenia trików w powietrzu, a także rewelacyjna punk rockowa muzyka, bez której seria nie osiągnęłaby tak wiele. Jak to jednak w branży gier bywa, każda kultowa seria z czasem dobiega końca, co nie ominęło także Tonego. O ile pierwsze trzy części trzymały wysoki poziom, tak kolejne albo powielały utarte schematy, albo też wprowadzały zbyt wiele niepotrzebnych udziwnień (dodanie questów na mieście czy możliwość zatrzymania się z deską). Fani powiedzieli dość, zaś twórcy idąc za obecnie panującymi trendami, postanowili wrócić do korzeni. W ten oto sposób doczekaliśmy się zremasterowanej części pierwszej, która ponadto zawiera także najlepsze elementy z dwójki.
Tony Hawk’s Pro Skater HD pozwala po raz kolejny wcielić się w najlepszych skaterów na świecie, na czele z legendarnym Tony Hawkiem. Do dyspozycji oddano graczom znane plansze z części pierwszej, podciągając je pod dzisiejsze standardy. Najważniejszym aspektem, dzięki któremu fani już w ciągu kilku dni od premiery zaczęli masowo sięgać po ten tytuł, jest powrót do sprawdzonego systemu. Nie uświadczymy tu jeżdżenia po mieście i niepotrzebnych zadań, natomiast skoncentrowano się na klasycznym systemie czesania trików, łączenia ich w celu zwiększenia wskaźnika combo, a także zbieraniu znanych już z pierwowzoru literek. Wszystko to przy akompaniamencie rewelacyjnej muzyki w znanych klimatach. Na uwagę zasługuje także usprawniona animacja skaterów, co jest szczególnie widoczne w trakcie dynamicznego wykonywania trików na rampie. Nie zabrakło przy tym rankingu punktowego, dzięki któremu możemy chwalić się wynikami za pośrednictwem sieci. Jest to także doskonała alternatywa na wakacyjne sesje ze znajomymi, gdyż pozwala na zabawę czterem graczom jednocześnie. Warto dodać, że gra póki co wyszła na konsolę Xbox 360, jednak posiadacze komputerów klasy PC oraz Playstation 3 będą mogli cieszyć się nią w przyszłym miesiącu.
Inversion (PC, Xbox 360, Playstation 3)
O Inversion mogliście przeczytać już kilka dni temu na naszych łamach. Jak jednak wypadło w praniu połączenie takich gier jak Gears of War (strzelanina TPP z elementami cover system), Star Wars: The Force Unleashed czy Psi-Ops: The Mindgate Conspiracy (zabawa z grawitacją), zahaczając przy tym o filmową Incepcję? Ciężko tu o rewolucję w temacie, jednak bez wątpienia Inversion jaki się jako jedna z najciekawszych pozycji wydanych w tym miesiącu. Duża w tym zasługa grywalności i zawartych pomysłów z wykorzystaniem praw fizyki, a ponadto bardzo interesującej fabuły, która trzyma w napięciu od samego jej początku. Pewnego dnia dwójka bohaterów jedzie sobie spokojnie przez miasto, kiedy niespodziewanie stają się świadkami wstrząsających wybuchów, dających początek inwazji Obcych. Jako, że na co dzień nie dają sobie w kaszę dmuchać, postanawiają oczyścić miasto z niechcianych gości, dzięki ogromnej liczbie różnorodnych broni, bez których od tego momentu ciężko będzie wyjść do spacer do parku. Nie zabraknie przy tym odrobiny dramaturgii, gdyż będziemy musieli przy okazji uratować syna Davisa (jednego z bohaterów). To oczywiście dopiero początek, który już w tym momencie przywodzi na myśl wspomnianą już serię Gears of War. Prawdziwa zabawa zaczyna się z chwilą, gdy nasi bohaterowie przejmują broń nieznanego pochodzenia o nazwie Gravlink. Od tego momentu możemy nie tylko rozpocząć zabawę z grawitacją, ale także rozwijać nową zabawkę, co z czasem pozwoli na większe możliwości przebijania się przez zastępy wroga.
T utaj też dostajemy dostęp do specjalnych stref, które mają wpływ na fizykę świata. Są one wyraźnie oznaczone i jeśli się z nimi zetkniemy to możemy momentalnie znaleźć się na przykład na suficie lub sąsiedniej ścianie, co pozwoli na nowe możliwości i dostanie się do niedostępnych wcześniej miejsc. Graficznie Inversion nie należy do czołówki gatunku, jednak dzięki możliwościom silnika Havoc, możemy cieszyć oczy rozmachem zniszczeń i zmian środowiskowych, wywołanych manipulacją fizyki. Poza kampanią dla pojedynczego gracza, którą zaliczyć można w około 8 godzin, dostajemy także możliwość rozgrywki w kooperacji oraz wykonywania zadań pobocznych, dzięki czemu zabawa wydłuży się o dodatkowych kilka godzin. Jeśli dotychczas mieliście wątpliwości w kwestii czy warto się za nią zabrać, odpowiedź brzmi: warto. Pod warunkiem jednak, że z utęsknieniem czekaliście na kolejną strzelaninę TPP, mającą nieco więcej do powiedzenia w temacie. Jeśli ponadto posiadacie kompana do wspólnej zabawy, to miejcie świadomość, że rozgrywka nabierze jeszcze większego tempa.
Prototype 2 (PC, Playstation 3, Xbox 360)
O tym co przerażający wirus, nieznanego pochodzenia może uczynić z człowieka, wie zapewne każdy, kto ukończył pierwszą część Prototype. Otwarty świat rodem z Grand Theft Auto, multum mocy specjalnych niczym z serialu Heroes i nieskrępowana rzeź na niewinnych cywilach, a przy tym próba poznania swoich nadludzkich zdolności. Taka właśnie mieszanka okazała się strzałem w dziesiątkę, czego wynikiem była sprzedaż pierwszej części Prototype, sięgająca prawie 3 miliony egzemplarzy. Sequel wydawał się w tym miejscu naturalnym ruchem i choć minęły 3 lata, w końcu doczekaliśmy się kontynuacji. Już na wstępie trzeba dodać, że Prototype 2 jawi się nie tylko jako jedna z najciekawszych pozycji w tym miesiącu, ale przede wszystkim godnie kontynuuje pierwowzór. Nie dość, że rozwija niedokończone wątki, to jeszcze przedstawia je z zupełnie innej perspektywy. Aleks Mercer, w postać którego wcielaliśmy się w poprzedniej części, nie zdołał powstrzymać zagrożenia, w związku z czym cały Manhattan narażony został na działanie wirusa, siejącego spustoszenie wśród mieszkańców. Boleśnie odbiło się to na życiu Jamesa Hellera, który w zaistniałej tragedii, stracił żonę i dziecko. Miał jednak to (nie)szczęście, że z niewiadomych przyczyn posiadł nadnaturalne moce, którymi posługiwał się wcześniej Aleks. Obaj panowie stali się tym samym, śmiertelnymi wigami O tym, jak nasz bohater wykorzysta nowe cechy, zdecyduje gracz, bowiem to od naszych działań i doboru misji zależeć będzie przebieg końcowej fabuły.
Podobnie jak w poprzedniku, tak i tutaj będziemy mogli wejść w skórę napotkanych postaci, aby lepiej zrozumieć sytuację w której się znajdujemy. Najważniejsza zmiana związana jest jednak z wykonywaniem zadań pobocznych, które w tej części wiążą się już całkowicie z główną linią fabularną. W dalszym ciągu możemy przemierzać ogromne tereny Nowego Jorku, podzielonego teraz na strefy dotknięte wirusem, a także bardziej bezpieczne, na których możemy dowiedzieć się więcej o sprawcach całego zamieszania. Ponownie oddano nam rozmaite super moce, które wraz z postępem gry możemy rozwijać. Te zaś posłużą zarówno do walki z wrogimi organizacjami, jak również do rozwiązywania zagadek. Biorąc pod uwagę oprawę audiowizualną trzeba przyznać, że w ciągu tych 3 lat nie zrobiono dużego postępu. „Jedynka” podniosła bowiem poprzeczkę bardzo wysoko, zaś Prototype 2 prezentuje się co najwyżej solidnie. Zarówno fizyka, animacja postaci głównego bohatera, a także starannie stworzone środowisko gry, stawiają omawiany tytuł wśród najładniejszych gier tych wakacji. Jeśli brakowało Wam beztroskiej rzezi na ekranie w klimatach super bohaterów i nieuchronnie nadchodzącej apokalipsy, to jest to obowiązkowa pozycja, która pojawiła się w ciągu ostatnich kilku dni. W dodatku fabuła została tak skonstruowana, że nie jest koniecznością przejście pierwowzoru. Inna sprawa, że fani tego typu produkcji i tak będą wiedzieli od której części rozpocząć.
Powyżej zebrane tytuły jawią się jako najciekawsze pozycje lipca. Na dobrą sprawę można by dodać tutaj jeszcze inne, jednak te bez wątpienia powinny zachwycić miłośników wspomnianych gatunków, zapewniając przy tym solidną dawkę zabawy i przyzwoity czas gry. Nie są może rewolucją w swej kategorii, ale na pewno godnie ją reprezentują.
Wstrzymaliśmy się przy tym od wystawiania ocen końcowych, gdyż zapewne każdy szanujący się gracz będzie miał swoje zdanie na ich temat, zaś powyższy tekst nie miał na celu stworzenia pełnoprawnych recenzji. Jest to bardziej zwrócenie uwagi na najciekawsze produkcje, które pojawiły się w tym miesiącu, a które możemy z czystym sumieniem polecić każdemu, kto ma w zanadrzu przynajmniej kilka godzin na zapoznanie się z wybraną grą.
Jesteśmy przekonani, że nie będziecie zawiedzeni powyższym wyborem i nie pozostaje nam nic innego, jak tylko życzyć miłej zabawy z wybranymi tytułami. Doceńcie ich klimat.