Jeżeli myśleliście, że plan Elona Muska związany z bombardowaniem Marsa bombami atomowymi, celem wytworzenia na nim atmosfery, jest szalony, to nie znacie historycznych dokonań ZSRR. W czasach, w których atom był odpowiedzią na niemalże wszystko, Rosjanie postanowili użyć „atomówki” do ugaszenia pożaru. Nietypowego pożaru, należy dodać.
Pożar na polu gazowym Urta-Bulak
W 1963 roku w trakcie wiercenia jednej ze studni na polu gazowym w Uzbekistanie powstał problem z odwiertem na głębokości blisko 2,5 kilometra. Nieprzewidzianie wysokie ciśnienie, z jakim gaz wystrzelił w górę, uszkodziło zarówno wiertło, jak i całą infrastrukturę rur. W trakcie incydentu powstał pożar, który próbowano ugasić przez 1074 dni.
Każdego dnia spaleniu ulegało 12 milionów metrów sześciennych gazu. Taką ilość zużywa miasto liczące sobie 150 000 mieszkańców przez rok. Początkowo dziurę ostrzeliwano ciężką artylerią. Gdy to nie pomogło, sięgnięto po inne metody. Rozwiązaniem miał być atom.
Rosjanie dokonali dwóch głębokich odwiertów o średnicy 35 centymetrów. W jednym z nich umieszczono 30-kilotonowy ładunek opracowany w laboratorium w Arzamas. Efekt? Działanie bomby okazało się niezwykle skuteczne. Fala uderzeniowa pod ziemią skutecznie przyczyniła się do zdeformowania i zatkania odwiertu.
Swój sukces Rosjanie powtórzyli jeszcze kilka miesięcy później, na tym samym polu, a w 1972 roku w Turkmenistanie i na terenie Ukrainy.
To wcale nie jedyny podziemny wybuch takiej bomby na świecie
Warto pamiętać o tym, że bomby atomowe testowano kiedyś pod kątem stosowania ich w górnictwie i budownictwie. W USA największy z podziemnych kraterów o nazwie Sedan liczy sobie 100 metrów głębokości i blisko 400 metrów średnicy. Powstał w wyniku erupcji ładunku umieszczonego w szybie o głębokości 194 metrów na poligonie jądrowym w stanie Nevada. Eksplozja miała miejsce 6 lipca 1962 roku.