Gdy opisywałem Wam moją smutną historię związaną z umową na przedłużenie usług internetowych, zawieraną przez telefon z Orange, wydawało mi się, że moja przeprawa z „pomarańczowym operatorem” dobiegła końca. Nie mogłem się bardziej pomylić. Przypominam, że Orange zaproponowało mi nową umowę z FunBoxem 3.0, po czym chciało mi mimo wszystko wcisnąć FunBoxa 2.0. Całą epopeję przeczytacie w tym wpisie. Ostatecznie wniesioną przeze mnie reklamację bardzo uznano, ale… ani umowy i urządzenia nigdy nie zobaczyłem.
Czy wszystkie duże firmy działają w Polsce tak źle jak Orange?
Gdy ostatnim razem dowiedziałem się o pomyślnym załatwieniu mojej sprawy i uznaniu reklamacji, czekałem już tylko na umowę i sprzęt. Zapewniono mnie, że dotrze do mnie na przestrzeni kilku dni (ok. 11 czerwca). Dni natomiast mijały, a kurier z umową nie przyjeżdżał. Żadnego SMSa, żadnej próby kontaktu ze strony Orange. 22 czerwca uznałem, że nie chce mi się już dłużej czekać i sięgnąłem po telefon.
Konsultant Orange na infolinii z rozbrajającą szczerością poinformował mnie, że umowa nie została do mnie wysłana, ponieważ… została anulowana. Tak po prostu. Podczas gdy konsultanci wcześniej zapewniali mnie o tym, że umowa do mnie dotrze, a w ramach reklamacji otrzymam wraz z nią nowy sprzęt, kolejny pracownik telekomu powiedział, ot tak, że wszystko, co było załatwiane do tej pory jest nieaktualne.
Nie ukrywam, że zdębiałem.
Błagam, wyslijcie mi umowę i sprzęt! | Źródło: Orange
Gdybym po raz n-ty nie podjął próby kontaktu z Orange, nie doczekałbym się ani sprzętu, ani kuriera, a umowa zostałaby automatycznie przedłużona na czas nieokreślony, na mniej korzystnych dla mnie warunkach, niż te, które sobie wynegocjowałem. Co więcej, procedura przeniesienia numeru z sieci Play, która miała być aktywowana równolegle w ramach wybranego przeze mnie pakietu, również nie została rozpoczęta. Straciłem tylko swój czas. Orange nie potrafiło wysłać do mnie nawet systemowego SMSa o tym, że powinienem podjąć próbę zawarcia nowej umowy, bo chwilę wcześniej wynegocjowaną trafił szlag.
Orange nie potrafi szkolić swoich pracowników
Konsultant Orange dysponujący większą wiedzą od swoich poprzedników przeprosił mnie za zamieszanie i przekazał, że moja wcześniejsza próba przedłużenia umowy z góry skazana była na porażkę. Dlaczego? Bo Orange nie jest w stanie zaoferować FunBoxa 3.0 w ramach przedłużenia umowy, pomimo że proponuje go zarówno w trakcie rozmów telefonicznych, jak i na swojej witrynie internetowej. System internetowy wyrzuca konsumentom błąd (sprawdźcie sami) i zmienia wybrany router na FunBoxa 2.0. System pracowniczy generuje umowy na podobnej zasadzie – pracownik obiecuje gruszki na wierzbie, a klient zawsze dostaje FunBoxa 2.0. Aby wymienić sprzęt na nowszy, należy złożyć osobną dyspozycję, a ten zostanie wymieniony bezpłatnie.
Pracownik szczerze przyznał, że przyczyną niewiedzy konsultantów z którymi wcześniej miałem do czynienia – co dość oczywiste – mógł być niewystarczający poziom ich wiedzy. W czasach maksymalizowania zysków mało która firma inwestuje odpowiednie pieniądze w szkolenia. Najwyraźniej Orange jest jedną z takim firm. Trudno mi obwiniać jednostkę za to, że jego pracodawca nie potrafił go odpowiednio przeszkolić.
Orange, ogarnijcie się
Drogie szefostwo Orange, nie straciłem do Was cierpliwości tylko dlatego, że po raz kolejny trafiłem na uprzejmego pracownika, starającego się gasić pożar mający źródło w Waszej niekompetencji. Pani konsultantka załatwiła temat nowej umowy od ręki (choć jeszcze jej nie dostałem, więc nie wykluczam trzeciego artykułu z tej serii) i tylko dlatego zdecydowałem się ją z Wami zawrzeć na kolejne lata. Jeżeli tak działa jeden z największych i najpopularniejszych telekomów na świecie, to boję się pomyśleć o tym, jak działają inne firmy.
Źródło: mat. własny