Powyższe regulacje są nie lada problemem dla takich firm jak Meta, Google, TikTok czy Apple. Otwarcie przedstawicielstw w Rosji oznacza możliwość bezpośredniego wpływania rządu Kremla na ich działanie, a z kolei ciężko wyobrazić sobie, żeby wszystkie wyżej wymienione korporacje ot tak odpuściły sobie niemal 150-milionowy kraj. Póki co, problem pozostaje nierozwiązany. Co więcej, Roskomnadzor właśnie dołożył do pieca i zabiera się za platformy VOD.
20 rosyjskich kanałów na Netflixie już od marca?
28 grudnia rosyjski urząd wpisał Netflixa na listę Rejestru usług audiowizualnych. Oznacza to, że platforma będzie musiała spełnić wszystkie wymogi, jakie są przedstawione w specjalnej ustawie medialnej. Wśród nich jest jeden, chyba najbardziej absurdalny, czyli obowiązek nadawania 20 państwowych kanałów.
To jednak nie wszystko. Netflix, jeśli dalej chce oferować usługi rosyjskim klientom, musi zacząć używać konkretnego, wybranego przez rząd oprogramowania, założyć lokalną spółkę i zmniejszyć w niej swój udział do 20 procent. Streamingowy gigant musi dostosować się do wymienionych przepisów przed marcem 2022 roku.
Ciężko wyobrazić sobie, żeby Netflix zgodził się na wypełnienie jakiegokolwiek z powyższych wymagań, no może poza założeniem lokalnej spółki. Nowe przepisy mogą więc oznaczać całkowite wycofanie się platformy z Federacji Rosyjskiej.
Przypomnijmy, że rynek VOD rozwija się w Rosji bardzo prężnie, a Netflix dotychczas miał dosyć silną pozycję na tym rynku. Co więcej kupił on prawa do emisji wielu rosyjskich produkcji, w tym popularnego serialu Ku jezioru.
Źródło: The Moscow Times / fot. tyt. Unsplash / Cameron Venti