Warszawskie metro ofiarą żartownisia. Zawiesza smartfony pasażerom

Piotr MalinowskiSkomentuj
Warszawskie metro ofiarą żartownisia. Zawiesza smartfony pasażerom

Warszawskie metro ma ostatnio nie po drodze z technologią. Pasażerowie zaczęli się bowiem skarżyć na temat nieprawidłowego działania smartfonów podczas podróży. Redakcja portalu Niebezpiecznik postanowiła przyjrzeć się całej sytuacji i śledztwo wykazało kilka naprawdę intrygujących szczegółów. Na czym więc polega to całe zamieszanie?

Warszawskie metro padło ofiarą żartownisia?

Wszystko zaczęło się na początku listopada, gdy do redakcji portalu Niebezpiecznik napłynęły pierwsze zgłoszenia od zaniepokojonych mieszkańców stolicy naszego kraju. Mieli oni doświadczyć nietypowych sytuacji podczas podróży warszawskim metrem. Ich telefony zaczęły wariować – zarówno te działające na Androidzie, jak i iOS. Wyglądało to tak, jakby sprzęty zostały przejęte przez hakerów.

Jedna z osób zaczęła dostawać co chwilę propozycje sparowania urządzenia Bluetooth ze smartfonem. Próba zamknięcia powiadomienia kończyła się wyskoczeniem kolejnej notyfikacji. Co ciekawe, za każdym razem łączące się urządzenie było inne i posiadało dziwne nazwy. Problem miał zniknąć po wyłączeniu Bluetooth, sporo osób jadących tym samym pojazdem miała doświadczyć podobnej sytuacji.

Niektórzy natomiast doświadczyli wyciszenia jednej słuchawki oraz zawieszenia telefonu. Potem pojawił się komunikat o próbie połączenia się ze sprzętem za pośrednictwem telewizora. iPhone następnie wyłączał się na kilka minut, potem znów aktywował i doszło do powtórzenia procedury. Warszawskie metro sprawiło tego typu kłopoty wielu pasażerom. O co więc w tym wszystkim chodzi?

Niebezpiecznik nie ustalił niestety tego, kto stoi za zawieszaniem smartfonów w warszawskim metrze. Planowane jest jednak przekazanie zarządcy kontaktu do części poszkodowanych osób. Wtedy istnieje spore prawdopodobieństwo, że służby ustalą tożsamość żartownisia. Udało się jednak określić sposób działania stołecznego prankstera.

Jest się czego obawiać?

Głównym powodem całego zamieszania jest sytuacja sprzed kilku miesięcy. Udostępniono wtedy bowiem skrypt umożliwiający zalanie spamem przeróżnych urządzeń. Doszło więc do klasycznego ataku DoS polegającego na zasypaniu okolicznych sprzętów setkami pakietów parowana. Bezustanne informacje o powiadomieniach uniemożliwiają więc swobodne korzystanie ze smartfona czy komputera.

Najważniejsze jest jednak to, iż żadne dane nie są wykradane, więc użytkownicy nie muszą obawiać się przejęcia telefonu i pozyskania np. środków z konta. Tak czy siak mówimy o niebezpiecznej sytuacji, do której zaistnienia nie potrzeba zbyt zaawansowanej wiedzy. Niezbędna okaże się wyłącznie odpowiednia aplikacja na Androida bądź urządzenie Flipper Zero. Szczegółów rzecz jasna nie zamierzamy podawać – redakcja Niebezpiecznika na szczęście również tego nie zrobiła.

Jedynym sposobem na uchronienie się przed atakiem jest wyłączenie Bluetooth na iPhonie oraz wyłączenie wyszukiwania urządzeń w pobliżu na Androidzie. Mam jednak do czynienia z czymś, co może przyjść bez wcześniejszej zapowiedzi – po prostu warto być świadomym, że to wszystko nie powoduje utraty żadnych danych (no chyba że akurat będziecie nagrywać wiadomość głosową bądź pracować nad dokumentem).

Padliście ofiarę tego ataku DoS?

Źródło: Niebezpiecznik / Zdjęcie otwierające: metro.waw.pl

Udostępnij

Piotr MalinowskiDziennikarz z pasji i wykształcenia. Jest związany z popularnymi serwisami branżowymi, gdzie od siedmiu lat publikuje treści o nowych technologiach, gamingu oraz „ludziach internetu”. Fascynuje go wpływ influencer marketingu na społeczeństwo oraz szeroko pojęte przyczyny i skutki nierówności społecznych. Prywatnie fan powieści/filmów grozy, gier studia Piranha Bytes, podcastów kryminalnych, dobrej kawy oraz rowerowych wycieczek.