Polacy mogą już opłacać subskrypcję Twitter Blue, która oferuje dosyć sporo benefitów. Mowa tu chociażby o funkcji edytowania Tweetów, możliwości przesyłania filmów w wyższej rozdzielczości czy ulepszonym systemie filtrowania treści. Część użytkowników z pewnością oczekiwała wprowadzenia tego abonamentu na teren naszego kraju, lecz jak się okazuje – ktoś nieco poszalał z cennikiem, gdyż miesięczny dostęp kosztuje więcej niż jakakolwiek platforma streamingowa. Może się opłaca? Sprawdźmy to.
Twitter Blue już w Polsce – czy to się opłaca?
Elon Musk od dłuższego czasu stara się zmaksymalizować przychody generowane przez Twittera – dlatego też regularnie pojawią się doniesienia o ukryciu poszczególnych funkcjonalności za paywallem. Wszystko zaczęło się od płatnych weryfikacji, które wywołała liczne kontrowersje. Nie tak dawno doczekaliśmy się chociażby zabrania sprzed nosa możliwości aktywacji dwuetapowej weryfikacji przez kod SMS darmowym konsumentom. Wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek zmian.
Zasięg subskrypcji Twitter Blue został właśnie rozszerzony na kilka kolejnych państw – w tym rzecz jasna Polskę. Debiut wiąże się oczywiście z ujawnieniem wszystkich szczegółów, zarówno oferowanych benefitów, jak i ceny. Zacznijmy od tej drugiej kwestii, gdyż to na pewno ona najbardziej ciekawi zainteresowanych internautów. Na początku należy wspomnieć, iż koszt różni się w zależności od platformy, gdzie dokonujemy płatności oraz długości okresu na jaki decydujemy się wykupić abonament.
Osoby chcące zasubskrybować Twitter Blue na urządzeniach z systemem Android/iOS zapłacą 49 zł/miesiąc lub 514,99 zł/rok (czyli około 43 zł/miesiąc). Nieco taniej wyjdzie, gdy zapłacimy z poziomu przeglądarkowej wersji serwisu – 36 zł/miesiąc lub 374,99 zł/rok (31,25 zł/miesiąc). Różnica w cenie wynika rzecz jasna z podatków nakładanych przez Apple i Google, tutaj zdecydowano się więc po prostu na obciążenie tą opłatą użytkowników. Dla jednych może to być drogo, dla innych tanio – cennik jest kwestią subiektywną.
Źródło: wł.
Boli mnie jednak najbardziej fakt, że Twitter poleciał po linii najmniejszego oporu i najwyraźniej w żaden sposób nie pokusił się o dostosowanie cen do lokalnych warunków. Abonament w Stanach Zjednoczonych kosztuje 11/8 dolarów i jeśli przeliczymy te kwoty na złotówki, to okaże się, że doszło po prostu do najprostszego przewalutowania, bez żadnych rynkowych analiz i wnikania w to czy Polacy są w stanie zapłacić aż 49 złotych za subskrypcję. Jest to zachowanie cyniczne i niegodne jednego z najpopularniejszych portali społecznościowych. Mam szczerą nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i zajmie się tym tematem.
Co natomiast oferuje wprowadzony abonament? Dosyć dużo, bo mowa tu o m.in. uzyskaniu niebieskiego znaczka przy nazwie użytkownika (po pomyślnym przejściu weryfikacji), opcji edytowania postów, możliwości przesyłania filmów w rozdzielczości 1080p, funkcji czytnika, spersonalizowanej nawigacji, folderach Zakładek i sekcji z najpopularniejszymi artykułami. Ponadto można liczyć na zdjęcia profilowe z tokenami NFT, wczesny dostęp do wybranych nowości udostępnianych w Twitter Blue Labs, możliwość tweetowania dłuższych filmów czy weryfikację dwuetapową z kodem SMS. Wkrótce doczekamy się także redukcji reklam o połowę oraz priorytet dla Tweetów publikowanych przez zweryfikowanych internautów.
Niewykluczone, że w przyszłości lista benefitów zostanie stosownie rozszerzona.
Źródło: Twitter / Zdjęcie tytułowe: zrzut ekranu z filmu „Elon Musk talks Twitter, Tesla and how his brain works — live at TED2022” na portalu YouTube