Producenci sprzętu i oprogramowania korzystają z rozwiązań diagnostycznych nierzadko owianych wieloletnią tajemnicą. Dobrym przykładem są tutaj chociażby deweloperskie wersje konsol, czyli tak zwane devkity. Każdorazowo ujawnienie informacji o ciekawym lub nietuzinkowym urządzeniu tego rodzaju budzi spore zainteresowanie geeków i entuzjastów nowych technologii. Nie inaczej jest w tym wypadku. W nowym nagraniu opublikowanym na kanale Dave’s Garage w serwisie YouTube pokazano coś, co można nazwać wózkiem zagłady Microsoftu.
Microsoft stworzył diagnostyczny „wózek zagłady”
W rozmowie prowadzącego kanał Dave Plummera z Raymondem Chenem, pracownikiem Microsoftu z 30-letnim stażem, omawiano między innymi początki portów USB oraz testy czegoś, co nazywano w firmie z Redmond „wózkiem śmierci”. Tym pieszczotliwym mianem określano… stary wózek na pocztę.
Zamiast wozić pocztę, wózek śmierci Microsoftu przewoził trzy połączone łańcuchowo huby USB, podłączone do co najmniej 60 innych urządzeń. Chen mówi o co najmniej trzech różnych modelach myszy, czterech klawiaturach, jednej drukarce i różnych innych urządzeniach peryferyjnych. Koniec końców, wszystkie urządzenia znajdujące się w wózku podpięte były do jednej wtyczki USB.
Żeby było jeszcze zabawniej: wózek był tak ciężki, że sterowano nim za pomocą kierownicy, oczywiście podłączonej do jednostki sterującej przez USB.
Pracownicy musieli mieć go dość
Urządzenia połączono ze sobą nieprzypadkowo. Wózek zagłady Microsoftu miał m.in. motywować programistów doskonalących kod sterowników. Gdy Ci myśleli, że wszystko działa idealnie, ktoś podłączał sprzęt do rzeczonego wózka i wysiłki na ogół kończyły się porażką. Operator wózka łączył go z maszyną testową, a system Windows na ogół „stawał dęba”. Dlaczego? Bo próbował rozpoznać i zainstalować wszystkie urządzenia jednocześnie. Jeśli już OS wgrał w końcu wszystkie sterowniki, obsługa wózka próbowała używać każdego z urządzeń, aby sprawdzić, czy działa prawidłowo.
Jak zapewne się domyślacie, przerwanie procesu instalacji biorące się z braku cierpliwości zwykle kończyło się niebieskim ekranem śmierci (BSOD). Stąd też z resztą nazwa wózka. Dla programistów jądra systemu Windows oznaczało to, że musieli wrócić do swojego kodu i dodać między innymi moduły obsługi błędów…
Źródło: Dave’s Garage