Australijska Agencja Kosmiczna ogłosiła nowe plany, według których kraj wyśle swojego autorskiego łazika na Księżyc. Po co? Głównie po to, aby szukał on wody na powierzchni naszego naturalnego satelity. W całym przedsięwzięciu pomoże nikt inny, jak NASA. Bardzo możliwe, że misja ruszy już w 2024 roku.
To szybko, patrząc na wyzwanie, które musi pokonać sprzęt Australijczyków.
Nie na Marsa, a na Księżyc
Choć umowa z NASA trafiła na pierwsze strony gazet, w kuluarach powstaje również osobna misja prowadzona przez prywatne, australijskie firmy. Jeśli wszystko się powiedzie, to specjalnie zaprojektowany łazik będzie mógł zacząć badać Księżyc już w drugiej połowie 2024 roku. To także historyczne wydarzenie – sam łazik będzie posiadał na pokładzie australijskie komponenty. Sytuacja tego typu nie miała miejsca w przeszłości.
Jak będzie wyglądał cały sprzęt, który poleci na Księżyc? Konstrukcja łazika będzie miała wymiary na poziomie 60 x 60 x 50 centymetrów i zostanie wyniesiona ponad Ziemię na pokładzie lądownika Hakuto. Ten z kolei zostanie wyprodukowany przez ispace, firmę zajmująca się tworzeniem specjalistycznych robotów, z siedzibą główną w Japonii.
Bezpośrednio na samym łaziku znajdzie się specjalne, zintegrowane ramię robota oraz mnóstwo kamer i czujników. Te będą gromadzić dane na bieżąco, a później przesyłać je do centrum kontroli misji na Uniwersytecie Technologicznym w australijskim Sydney.
fot. Ganapathy Kumar – Unsplash
Księżycowy łazik będzie również kolekcjonował dane na temat składu fizycznego oraz chemicznego pyłu księżycowego – w szczególności z nastawieniem na szukanie wody. Wiadomo, iż woda jest obecna w glebie Księżyca, jednak naukowcy wciąż zastanawiają się, jak mogliby z niej realnie skorzystać.
Obecnie wiele agencji i prywatnych firm sprawdza sposoby na to, jak można pobierać wodę z Księżyca oraz używać jej podczas misji załogowych w przyszłości. Wiemy przecież, iż NASA planuje stworzenie stałej, bezpośredniej bazy na Księżycu, którą będą zamieszkiwali astronauci.
Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko trzymać kciuki za australijski projekt.
Źródło: Guardian / fot. NASA