The Guardian opisał historię 33-letniej mieszkanki Filadelfii, która urodziła dziecko na fotelu pasażera Tesli, a poród został odebrany przez kierowcę (męża), który powierzył prowadzenie auta systemowi jazdy autonomicznej. Wydarzenie miało miejsce we wrześniu, ale dopiero teraz historia dotarła do mediów.
Yiran i Keating Sherry oczekiwali narodzin dziecka na dniach i wszystko wydawało się postępować zgodnie z planem. Pewnego ranka, kiedy para była w drodze do przedszkola aby odebrać syna, Yiran zaczęła rodzić. Odległość do najbliższego szpitala nie była duża, jednak problem w tym, że były to godziny szczytu i całe miasto było zakorkowane. Keating ustawił więc w nawigacji cel (szpital), włączył autopilota i skupił się na tym, aby pomóc swojej żonie.
Imię dziecka na cześć marki
Finalnie, poród trwał 20 minut czyli dokładnie tyle, co trasa do centrum medycznego, a więc jedynym zadaniem czekającego na miejscu personelu było już tylko przecięcie pępowiny.
Historia zakończyła się więc happy endem, a matka nowo narodzonej dziewczynki, czując dużą wdzięczność wobec auta i jego producenta, rozważała podobno nadanie jej imienia Tess. Byłby to finał niczym z reklamy, jednak ostatecznie rodzice postawili na bardziej konwencjonalne imiona – Maeve Lily.
„Dziękuję genialnym inżynierom Tesli za rewelacyjny projekt autopilota” – powiedział mediom Keating Sherry.
Tego rodzaju pozytywna historia była z pewnością potrzebna marketingowcom firmy Elona Muska. W ostatnim czasie słyszeliśmy bowiem jedynie negatywne przekazy, jak chociażby ten dotyczący śmiertelnego wypadku w Paryżu, albo awarii aplikacji, która uziemiła tysiące Tesli na całym świecie.
Źródło: The Guardian / fot. tyt. Unsplash / David von Diemar