Chociaż Elon Musk jest jednym ze współzałożycieli OpenAI, nigdy nie powstrzymywał się przed krytykowaniem tej organizacji. Teraz poszedł jednak o krok dalej. Elon Musk właśnie pozwał OpenAI, jej innych założycieli i powiązane z nią przedsiębiorstwa. Dlaczego zdecydował się to zrobić i czy ten pozew ma jakikolwiek sens? Śpieszymy z wyjaśnieniami.
Elon Musk kontra OpenAI
Elon Musk pozwał OpenAI i jej pozostałych współzałożycieli, twierdząc, że ci, goniąc za zyskami, naruszyli status OpenAI jako organizacji non-profit i podstawowe założenia przyjęte przy jej narodzinach. Zgodnie z tymi założeniami OpenAI miała dokonywać rozwoju sztucznej inteligencji „dla dobra ludzkości”. Do dziś zmieniła się niemal nie do poznania.
W swoim pozwie Elon Musk twierdzi, że OpenAI stało się „de facto spółką zależną” od Microsoftu, „rozporządzającą zamkniętym kodem źródłowym”. Dla przypomnienia, Microsoft zainwestował 13 miliardów dolarów w spółkę córkę organizacji – OpenAI Inc, nastawioną na zyski. Ponadto posiada w niej 49 procent udziałów. Gigant z Redmond wykorzystuje jej technologię do obsługi narzędzi wykorzystujących sztuczną inteligencję, takich jak Microsoft Copilot.
Z pozwu dowiadujemy się również, że OpenAI rzekomo opracowuje tak zwaną AGI, czyli ogólną sztuczną inteligencję „w celu maksymalizacji zysków Microsoftu, a nie dla dobra ludzkości”, co ma być przejawem jasnego złamania Porozumienia Założycielskiego. W pozwie AGI została zdefiniowana jako „maszyna posiadająca inteligencję do wykonywania różnorodnych zadań, jak człowiek”. Musk argumentuje, że model GPT-4, który według niego rzekomo jest lepszy w rozumowaniu niż przeciętny człowiek, jest równoznaczny z AGI. Ponadto jego zdaniem jest to algorytm de facto zastrzeżony przez Microsoft.
Czy OpenA ma się czego bać?
Czytając pozew Elona Muska można odnieść wrażenie, że Musk ma racje – że OpenAI miała być organizacją pracującą dla dobra ludzkości, a stała się maszynką do zarabiania pieniędzy. Gdy się jednak spojrzy na pełen obraz sprawy, stwierdzi się, że Musk nie złożył swojego pozwu tylko i wyłącznie z dobroci swego serca i chęci dbania o przyszłość ludzkości.
Odkąd w listopadzie 2022 roku zadebiutował należący do OpenAI ChatGPT, wśród gigantów technologicznych toczy się walka o oferowanie jak najlepszych narzędzi wykorzystujących generatywną sztuczną inteligencję. W tym wyścigu szczurów bierze udział także sam Elon Musk, który założył własną firmę poświęconą sztucznej inteligencji – X.AI. X.AI stworzyła rywala dla ChatGPT – Grok, z którego mogą korzystać abonenci usługi Premium+ platformy X.
Oczywiście warto przypomnieć, że Elon Musk nie dość, że założył OpenAI (wraz z takimi osobami jak Sam Altman, Greg Brockman, Reid Hoffman i nie tylko), to zainwestował w organizacji niemałe pieniądze – aż 44 miliony dolarów. Ponadto Musk w latach 2016-2018 był członkiem jej zarządu. W związku z tym wszystkim miliarder mógł poczuć się oszukany, gdy OpenAI, która powstała, by rozwijać AI dla dobra ludzkości i udostępniać swoje technologie bezpłatnie, utworzyła spółkę córkę nastawioną na zysk. Podobno Muskowi zaproponowano udziały w tej spółce, ale ten odrzucił je „dla zasady”.
Ale czego tak właściwie Elon Musk żąda w swoim pozwie? Otóż, miliarder domaga się procesu z udziałem ławy przysięgłych i orzeczenia, które zmusi OpenAI do kontynuowania swojej pierwotnej misji, jako organizacja non-profit. Chce także, aby organizacja otrzymała zakaz zarabiania na technologii, którą opracowała jako non-profit.
Serwis Bloomberg dotarł do wewnętrznych notatek, które rozsyłało kierownictwo OpenAI, zgodnie z którymi organizacja kategorycznie nie zgadza się z pozwem złożonym przez Muska. Zadanie rozstrzygnięcia, czy pozew Elona Muska ma jakiekolwiek podstawy, czy też nie, będzie jednak należeć do sądu.
Źródło: Bloomberg, fot. tyt. Canva