Jak twierdzi The Union of Concerned Scientists, organizacja założona przeszło pół wieku temu przez studentów i profesorów słynnej amerykańskiej uczelni MIT, na ziemskiej orbicie znajduje się ponad dwa tysiące satelit. Tymczasem liczba ta już niebawem przestanie być aktualna.
Project Kuiper, bo taką nazwę nosi inicjatywa, zyskał rozgłos, gdy serwis GeekWire zidentyfikował trzy zestawy zgłoszeń do ITU, międzynarodowej organizacji odpowiedzialnej za koordynację orbit satelitarnych. Pod dokumentami podpisała się firma Kuiper Systems LLC. Dopiero wówczas Amazon potwierdził jej istnienie, informując, że projekt rozmieszczenia satelit na orbicie okołoziemskiej jest w trakcie realizacji.
Amerykański gigant e-commerce jeszcze nie zdecydował, czy podejmie się budowy własnych satelitów, czy też kupi je od strony trzeciej. To twardy orzech do zgryzienia, gdyż jak podaje OneWeb, wyprodukowanie jednego urządzenia to koszt około miliona USD. Amazon zapowiedział, że w kosmos planuje wystrzelić ich ponad 3 tys. Nie ma również pewności co do tego, w jaki sposób gigant e-handlu wypuści je na orbitę. Jeśli wierzyć zapewnieniom rzecznika Amazona, korporacja przyjrzy się wszystkim możliwym opcjom. Można jednak domniemać, że Jeff Bezos skorzysta w tym celu z usług zajmującej się lotami kosmicznymi firmy Blue Origin, która nota bene również znajduje się w jego posiadaniu.
Tymczasem SpaceX Elona Muska planuje wystrzelić aż 12 tys. satelitów, z których każdy waży niewiele więcej niż 400 kg (najlżejsze jak dotychczas konstrukcje). W ten sposób nad Ziemią ma zawisnąć konstelacja Starlink. Niektóre źródła podają nawet zawrotną liczbę 40 tys. urządzeń, które w niedalekiej przyszłości twórca Tesli miałby zawiesić na nieboskłonie.
OneWeb taķże planuje wzbogacić firmament o pokaźną liczbę satelitów. Na oficjalnej stronie internetowej firmy czytamy, że ma ich być aż 900. Do tego wszystkiego swoje trzy grosze planuje dorzucić Mark Zuckerberg, umieszczając na orbicie nieznaną jeszcze liczbę urządzeń.
– Jak wskazują ostatnie doniesienia, Amazon planuje wystrzelić ponad 3 tys. satelitów na niską orbitę ziemską, co pozwoli dostarczyć szybki internet do regionów, które dotychczas mogły tylko o nim pomarzyć. Ma to znacząco przyczynić się do likwidacji zjawiska wykluczenia informatycznego i informacyjnego, otwierając przed platformą handlową Jeffa Bezosa nowe rynki zbytu – mówi Sascha Stockem z firmy Nethansa, specjalizującej się we wsparciu i automatyzacji sprzedaży na Amazonie.
Internet z nieba
Według danych zebranych przez portal Statista, w 2019 r. blisko 4,5 mld ludzi na świecie było aktywnymi użytkownikami internetu, co obejmuje 58% światowej populacji. Oznacza to jednocześnie, że ponad 40% ludzkości nie posiada dostępu do globalnej sieci. Powodów może być wiele – położenie geograficzne, brak odpowiedniej infrastruktury, kwestie polityczne, ekonomiczne czy kulturowe. To właśnie głównie z myślą o takich regionach Elon Musk i Jeff Bezos planują odpalić kosmiczny internet. Nie ma co się łudzić, że w tych dążeniach kierują nimi wyłącznie pobudki natury altruistycznej, a nie zwyczajna chęć zysku.
– Stabilny, szybki i wszechobecny dostęp do internetu to wielowymiarowa inwestycja. Po pierwsze to globalny rozgłos, jednak tym Jeff Bezos zdążył się już nasycić. Posiadanie takiej infrastruktury oznacza dostęp do olbrzymiej ilości danych. Jest to również krok w kierunku dywersyfikacji. Stając się dostawcą internetu, Amazon bezpardonowo wkracza na nowy, mocno zabetonowany rynek, zyskując odrębne źródło dochodów – wymienia Sascha Stockem, ekspert w dziedzinie Amazona.
Kosmiczny internet = kosmiczne ceny?
Dostawcy gwiezdnego internetu mogą liczyć na spore zyski również ze sprzedaży abonamentu. Jak wskazują wewnętrzne dokumenty SpaceX, do 2025 r. firma ma nadzieję wypracować nawet 22 mld USD rocznego zysku operacyjnego – w większości ze sprzedaży satelitarnego serwisu internetowego. Ile taka usług będzie kosztować zwykłego Smitha, Schmidta lub Kowalskiego?
Jak na razie, żaden z gigantów nie wypowiedział się na temat ceny abonamentu, jednak prezydent SpaceX Gwynne Shotwell wspomniała w październiku 2019 r., że wielu konsumentów płaci 80 USD za „kiepskiej jakości serwis”. Możemy więc wnioskować, że taka suma nie padła bez powodu, jednak jeśli celem ma być dostarczenie internetu do miejsc, które z różnych przyczyn znajdują się poza jego zasięgiem, to kwota ponad 300 zł za dostęp do usługi jest totalnie odrealniona. Trudno sobie wyobrazić, żeby mieszkańcy wysp filipińskich lub Madagaskaru mogli pozwolić sobie na taki wydatek.
Foto. Starlink
W 2015 r. w Seattle Musk sugerował, że taka usługa mogłaby być oferowana bezpłatnie, pod warunkiem zakupu kompatybilnego urządzenia w kwocie od 100 do 300 USD. Ile więc trzeba będzie zapłacić za dostęp do satelitarnego internetu? To pytanie wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Niewykluczone natomiast, że ceną za korzystanie z satelitarnego internetu będą nie dolary, lecz reklamy wyświetlane jego użytkownikom. W najlepszym wypadku mogą się one pojawiać przy logowaniu, w najgorszym – wyskakiwać podczas surfowania w internecie. Zarówno dla Amazona, jak i Facebooka, obranie takiego kierunku ma mocne uzasadnienie biznesowe. Obie firmy zarabiają na sprzedaży powierzchni reklamowej. To, czy zdecydują się na taką ingerencję, w dużej mierze zależeć będzie od tego, czy wejdą we współpracę z lokalnymi telekomami. Realizacja takiego scenariusza dla dostawców satelitarnego internetu wiąże się z wieloma ograniczeniami. Przy samodzielnej dystrybucji sky is the limit.
Co z prędkościami?
Należy również pamiętać, że o sukcesie tych przełomowych przedsięwzięć zadecyduje nie tyle cena abonamentów, co jakość świadczonych usług i ich konkurencyjność w stosunku do oferty firm telekomunikacyjnych. Jak podaje serwis Speedtest, biorąc pod uwagę wyłącznie osiągi mobilnych sieci, do jakich mają dostęp nasze smartfony w ramach technologii GSM, średnia prędkość pobierania danych wynosi 32 Mbps. Jak na tym tle wypada internet satelitarny?
Zgłoszenie, jakie złożyła firma Elona Muska w amerykańskim urzędzie certyfikacyjnym w 2016 r., opisywało usługę internetową, która zapewni transfer danych na poziomie do jednego gigabita na sekundę i opóźnienia między 25 a 35 milisekund. Od niedawna SpaceX współpracuje również z siłami powietrznymi USA, testując pilotażowy program dostępu do internetu za pośrednictwem sieci satelitów. Testy rozpoczęto na początku 2018 r., wykorzystując zaledwie dwie satelity. Pozwoliło to na osiągnięcie prędkości sięgającej nawet 610 megabitów na sekundę. Podobne prędkości od niedawna zaczęli oferować operatorzy korzystający z technologii naziemnego przesyłu danych, których infrastruktura zbudowana jest w oparciu o światłowody.
A kiedy w końcu doczekamy się takiej usługi? Jak wskazuje serwis SpaceNews, konstelacja mikrosatelit Starlink, które należą do firmy SpaceX, zacznie oferować własną satelitarną usługę internetową już w tym roku. Nie wiadomo natomiast, kiedy swoją ofertę zaprezentują konsumentom pozostali operatorzy.
Jedno jest pewne – jeśli opisane powyżej plany zagospodarowania okołoziemskiej orbity dojdą do skutku, to w ciągu zaledwie dekady garstka firm umieści na niej więcej satelitów niż wszystkie mocarstwa razem wzięte, począwszy od pierwszego satelity, Sputnika 1 z 1957 r.
Źródło: Nethansa