Płatne DLC do samochodów stały się faktem. Tesla wywołuje kontrowersje

Maksym SłomskiSkomentuj
Płatne DLC do samochodów stały się faktem. Tesla wywołuje kontrowersje
Kiedy DLC, czyli dodatkowo płatne dodatki do gier dostępne w formie aktualizacji online, były czymś nowym, społeczność graczy gorąco przeciwko nim protestowała. Większość środowiska miłośników gier nie potrafiła zrozumieć dlaczego ich twórcy życzą sobie ekstra opłat za zawartość udostępnianą często równo z premierą gry, zamiast po prostu dodać ją „w cenie”. Jak to się skończyło? Klasycznie. Gracze pojęczeli, pokrzyczeli i… przeszli grzecznie do porządku dziennego. Teraz wkraczamy w czasy, w których DLC pojawiają się powoli w świecie motoryzacji.

Tesla do tej pory wszystkie aktualizacje oprogramowania udostępniała bezpłatnie – nawet gdy te wydłużały zasięg aktualizowanych samochodów. Najnowsza, niespodziewana opcjonalna poprawka dla Tesli Model 3 w wersji z dwoma silnikami jest jednak płatna, co wywołało spore poruszenie u właścicieli tego wozu. Firma Elona Muska postanowiła, że każdy kto zapłaci 2000 dolarów (ok. 7600 złotych) będzie mógł cieszyć się przyśpieszeniem lepszym o ok. 0,5 sekundy do prędkości 100 kilometrów na godzinę. Nie są wymagane absolutnie żadne modyfikacje mechaniczne, ani nawet wizyta w serwisie.

Klik – i już!

Znany haker i ekspert od oprogramowania stosowanego w samochodach Tesli informuje, że w oprogramowaniu znalazł kilka innych zablokowanych funkcji, które czekają na zdalne odblokowanie. Green donosi, że samochody marki Tesla mogą skrywać więcej tajemnic, niż wszystkim nam się wydaje i wszystkie te „tajemnice” będą w niedalekiej przyszłości monetyzowane przez Elona Muska.


Pytanie brzmi: czy jest o co się obruszać? W końcu konsumenci decydujący się na zakup danego auta wiedzieli, że płacą o pojazd charakteryzujący się określonym przyspieszeniem. Ba, producenci samochodów miewają już od dłuższego czasu w swoich ofertach samochody w identycznych wersjach silnikowych, które różnią się mocą wyłącznie dlatego, że zastosowano w nich nieco tylko inne oprogramowanie. W nowoczesnych pojazdach dużo łatwiej (i zapewne taniej) jest przy masowej produkcji „wyłączyć” po prostu daną funkcję, zamiast pozbywać się któregoś z modułów na linii produkcyjnej.

Czy widzicie coś złego w tego rodzaju „DLC” do samochodów? A może producenci samochodów powinni wręcz wprowadzić coś na kształt abonamentów na funkcje pokroju podgrzewanych siedzeń (przydatnych zwłaszcza zimą), Android Auto i Car Play (użytkowanych najczęściej na dłuższych trasach) i wielu innych, podobnych? Jak czujecie się z takim podejściem do motoryzacji?

Udostępnij

Maksym SłomskiZ dziennikarstwem technologicznym związany od 2009 roku, z nowymi technologiami od dzieciństwa. Pamięta pakiety internetowe TP i granie z kumplami w kafejkach internetowych. Obecnie newsman, tester oraz "ten od TikToka". Miłośnik ulepszania swojego desktopa, czochrania kotów, Mazdy MX-5 i aktywnego uprawiania sportu. Wyznawca filozofii xD.